Dla Cezarego Oleksiejczuka był to powrót do klatki FEN po walce dla innej organizacji. W grudniu 2023 r. pojawił się tureckiej Bursie, gdzie jednak uległ decyzją sędziów miejscowemu zawodnikowi, Alibegowi Rasulovowi. Kosztowało go to utratę pasa mistrzowskiego
Dla Oleksiejczuka nie było jednak to aż tak istotne, zwłaszcza, że zamierza opuścić FEN. Niejako na pożegnanie ta federacja postanowiła zawodnikowi z województwa lubelskiego zorganizować walkę z Bauyrzhanem Kuanyshbayevem. To zawodnik z Kazachstanu, który ostatnio złapał wybitną formę, a ostatnią porażkę poniósł w 2022 r., kiedy uległ Magomedowi Magomedovowi.
W Lubinie musiał jednak pogodzić się z zakończeniem zwycięskiej serii i od pierwszej rundy był w nieustannej defensywie. Już w inauguracyjnej odsłonie sobotniej walki przyjął potężne uderzenie w głowę, po którym mocno zachwiał się na nogach. Właściwie to powinien upaść, ale tylko w sobie znany sposób zdołał zachować pozycję i kontynuować walkę. W drugiej i trzeciej rundzie walka nieco się uspokoiła. Oleksiejczuk skupił się na kopaniu lewego uda Kuanyshbayeva, co poskutkowało pojawieniem się na jego nodze olbrzymiego krwiaka. W końcówce trzeciej rundy Oleksiejczuk zaczął mocniej pracować kolanami i w końcu jedno z nich trafiło prosto w głowę Kazacha. Na jego głowie pojawiło się olbrzymie rozcięcie, które było tak głębokie, że lekarz musiał przerwać walkę. – Po porażce w Bursie ostro trenowałem. Każdego dnia starałem się ćwiczyć jak najlepiej. Dziękuję organizacji za te trzy lata spędzone w FEN. Teraz będę musiał przemyśleć wszystko i wybrać dla siebie najlepszą drogę. Co do dzisiejszej walki, to przede wszystkim nie byłem podczas niej spięty. Kazach był bardzo twardy, w pierwszej rundzie na jego głowie zdążyłem sobie połamać rękę – mówił w wywiadzie po walce na antenie Polsatu Sport Fight Cezary Oleksiejczuk.
W Lubinie swoje umiejętności zaprezentował także Giorgi Esiava. Gruzin od wielu lat jest związany z Lublinem. W zawodowej klatce pojawiał się już 9 razy, z czego 7 razy wygrał. Jest niepokonany od blisko trzech lat, a w tym czasie zaliczył awans od gal niższej kategorii, aż do klatki FEN, jednej z najpotężniejszych organizacji w naszym kraju. Niestety, ale w sobotni wieczór do swojego rekordu musiał dopisać sobie trzecią porażkę. Stało się to za sprawą Damiana Rzepeckiego, który w klatce pokazał olbrzymie umiejętności. Pojedynek był toczony przede wszystkim w stójce. Gruzin może pluć sobie w brodę, że nie zdołał zakończyć go przed czasem, a miał do tego dwie okazje. Najpierw w pierwszej rundzie, kiedy trafił rywala prawy prostym. Następna okazja miała miejsce w drugiej rundzie, kiedy kolejny prawy prosty sprawił, że Rzepecki przez moment nie wiedział co się dzieje. Szybko się jednak otrząsnął i obalił Esiavę. A, że był w pozycji dominującej, to osłabiał przeciwnika kolejnymi ciosami. W trzeciej rundzie natomiast lublinianin już kompletnie opadł z sił i dał się trafiać kolejnymi ciosami. Ten decydujący, który skończył walkę przed czasem, został zadany w 14 min pojedynku kolanem.