Piotr Małachowski stracił złoto w ostatniej kolejce, ale i tak jest zadowolony ze swojego występu na igrzyskach olimpijskich.
Wicemistrz olimpijski z Pekinu miał chrapkę na wieniec laurowy w Rio de Janeiro. Wszystkie znaki na niebie i ziemi kazały upatrywać w nim głównego faworyta. Niestety, na Stadionie Olimpijskim im. Nilsona Santosa od początku dysk nie chciał się go słuchać. Polak narzekał na problemy techniczne, przez co nie rzucał tak daleko, jakby chciał. Mimo tego wygrał kwalifikacje, a w finale prowadził od pierwszej serii. W trzeciej jeszcze się poprawił, ciskając dysk na 67,55 m.
Wydawało się, że nikt nie jest w stanie mu zagrozić. On sam nie czuł się jednak pewnie. Do końca starał się utrzymać koncentrację. Chodził po stadionie z ręcznikiem na twarzy, miotając się jak dziki kot w klatce. Złe przeczucia nie były bezpodstawne. W ostatnim rzucie złoto zerwał mu z szyi Christoph Harting, ustanawiając nowy rekord życiowy – 68,37 m. Małachowski przyjął wyzwanie, spróbował poprawić swój wynik, ale pod presją nie był w stanie przerzucić Niemca. Po swojej ostatniej próbie wyszeptał do kamery: „przepraszam”. Ale nastrój szybko mu się poprawił.
– Czy jestem zawiedziony? Nie. Uwierzcie mi, jestem bardzo szczęśliwy. To kolejny medal i wiedziałem doskonale, że chłopaki mogą mnie przerzucić. Daniel Jasinski i Harting są młodzi, a młodość czasami jest straszna. Sam taki kiedyś byłem i potrafiłem zaskoczyć – tłumaczył dziennikarzom.
Podczas konferencji prasowej okazało się, że na podium mamy jeszcze jeden polski akcent. – Mam rodziców Polaków, znam polski i jestem dumny z tego, skąd pochodzę. Miło jest z Piotrkiem pogadać po polsku na zawodach i teraz cieszyć się razem z nim z medalu – powiedział reprezentant Niemiec Jasiński. – No to mamy półtora medalu – spuentował Małachowski, który zadeklarował, że jeśli forma pozwoli, będzie startował do kolejnych igrzysk. – Jeszcze się ze mną trochę pomęczycie – zażartował.
Ale show wszystkim skradł Harting. Nie tylko sportowo, sięgając po tytuł. Podczas ceremonii medalowej podskakiwał, wygłupiał się, próbował tańczyć w rytm niemieckiego hymnu, a pod jego koniec zaczął wesoło pogwizdywać. – Lubię rytmiczną muzykę, ale do naszego hymnu narodowego ciężko się tańczy – stwierdził na konferencji, którą chwilę wcześniej rozpoczął słowami. – To nie potrwa długo. Z wywiadów z dziennikarzami mam złe wspomnienia, jest mi wszystko jedno, co o mnie myślicie.
Na realizację zapowiedzi nie trzeba było długo czekać. Gdy jeden z żurnalistów przejęzyczył się, zwracając się do Hartinga per Robert (imię jego brata), Christoph stwierdził: No nie, po czymś takim nie będziemy rozmawiali. Kończymy.