W nocy z soboty na niedzielę zakończył się piękny olimpijski sen Kingi Kołosińskiej i Moniki Brzostek. Debiutujące na igrzyskach siatkarki plażowe AZS UMCS TPS Lublin uległy australijskiej parze Taliqua Clancy/Lousie Bawden 1:2 (21:15, 16:21, 11:15).
Dla lubelskiego duetu już sam występ na igrzyskach olimpijskich był dużym sukcesem. Niemniej, jak przyznawały same dziewczyny, apetyty rosną w miarę jedzenia. Po awansie do 1/8 finału można było po cichu zacząć marzyć o kolejnych sukcesach z medalem włącznie. Te plany trzeba odłożyć jednak przynajmniej o cztery lata.
Jeszcze przed meczem nasze zawodniczki obawiały się trochę późnej pory rozgrywania spotkania (23 miejscowego czasu). Przyznawały, że wolałyby grać wcześniej. Jak się okazało, nie miało to jednak najmniejszego wpływu na ich dyspozycję. Jeśli ktoś był senny, miał problem, żeby dostosować się do warunków, to rywalki, które popełniały sporo niewymuszonych błędów. Australijki wyglądały bardziej jak juniorki niż siódma ekipa świata, a Polki skrzętnie wykorzystywały ich niedyspozycję, zdobywając kolejne punkty i wygrywając pierwszą partię do 15.
– Przygotowałyśmy się do grania o tej porze. W piątek trenowałyśmy w porze meczu, w sobotę dłużej pospałyśmy i było w porządku – zdradziła Brzostek.
Drugi set na początku był bardzo wyrównany, ale później lublinianki straciły rytm i pozwoliły rywalkom na wywalczenie kilku punktów z rzędu. Ta partia była już nie do uratowania. Australijki zwyciężyły do 16 i doprowadziły do remisu 1:1.
W tie-breaku sytuacja zmieniała się jak w klejdoskopie. Od 0:2, przez 4:3, 9:12, aż po 11:12, gdy asem serwisowym popisała się Brzostek. Wówczas wydawało się, że straty uda się jeszcze odrobić. Ale nic z tych rzeczy. Clancy i Bowden zdobyły trzy kolejne punkty i to one awansowały do ćwierćfinału.
– Dobrze zaczęłyśmy, ale już w drugim i trzecim secie dziewczyny lepiej przyjmowały i nie miały problemów z kończeniem akcji. My natomiast miałyśmy kłopot z przyjęciem. Odskoczyły nam i nie mogłyśmy odrobić starty. Miałyśmy dobrze przygotowaną taktykę. W pierwszym secie wszystko wypaliło, później już nie bardzo – powiedziała Kołosińska.
Biało-czerwone zostają w Rio de Janeiro do czwartku. – Trochę pokibicujemy kolegom i koleżankom z reprezentacji, trochę pozwiedzamy, choć akurat Rio znamy dość dobrze, bo to już nasza kolejna wizyta tu - przypomniała Kołosińska.
Razem z Brzostek wezmą jeszcze udział w dwóch turniejach. Najpierw zagrają w Long Beach (USA), a później wystąpią w mistrzostwach Polski. Później udadzą się na wymarzone urlopy. – Greckie wyspy! To będą pierwsze wakacje od pięciu, może sześciu lat... – rozmarzyła się Brzostek.