ROZMOWA Z Kacprem Klichem, pływakiem AZS UMCS Lublin
Dlaczego zdecydował się pan na Lublin? Pewnie propozycji z innych klubów było więcej?
– Na pewno miałem kilka możliwości. Jesteśmy jednak w takim okresie, że za dwa lata są igrzyska olimpijskie w Tokio i przynajmniej w moim przypadku trzeba było podjąć zdecydowane kroki. I postawiłem na sprawdzone metody trenera Andrzeja Świtkowskiego. Miałem już okazję z nim pracować dwa lata temu przy okazji przygotowań do Rio i mistrzostw świata. Wtedy to był szczyt mojej formy. A zawdzięczam to w stu procentach właśnie trenerowi Świtkowskiemu, który wyprowadził mnie na ten międzynarodowy poziom. Teraz cele są jeszcze bardziej ambitne. Przy okazji stawiam też na to miasto i ten basen.
Basen naprawdę może być czynnikiem decydującym dla zawodnika w przypadku wyboru nowego klubu?
– Dużo ułatwia. Startujemy na mistrzostwach świata, Europy, czy na igrzyskach. I te obiekty są ogromne, często wybudowane na wielkich stadionach, czy przy kortach tenisowych, jak w Chinach. W Lublinie możliwości są większe, bo jest 10 torów, jest też przedzielony basen, a dzięki temu mamy najzwyczajniej w świecie przestrzeń tylko dla siebie. To też w Polsce nie zdarza się tak często. Nie raz przygotowania wyglądały w ten sposób, że trzeba było dzielić się torami z ludźmi. Tutaj wszyscy to rozumieją i mamy czas tylko i wyłącznie dla siebie. Infrastruktura jest naprawdę na wysokim poziomie. Na miejscu mamy też siłownię. Nie raz zdarzało się, że trzeba było dużo jeździć, żeby odbyć trening, a w Lublinie mamy wszystko na miejscu. Ktoś może powiedzieć, że woda w basenach się niczym nie różni, ale tutaj naprawdę infrastruktura jest na bardzo dobrym poziomie.
Do AZS UMCS trafili także: Paula Żukowska, Jan Hołub i Marcin Stolarski. Czy zanim trafiliście do klubu rozmawialiście, że fajnie byłoby wspólnie przenieść się do Lublina, czy jednak każdy kwestię transferu rozpatrywał indywidualnie?
– I tak i tak. Nie można powiedzieć, że nie rozmawialiśmy. Z drugiej strony każdy musiał podjąć decyzję sam. Pływanie to jest indywidualny sport, a każdy z nas startuje w różnych konkurencjach, a to oznaczało wybór konkretnego trenera. Myślę, że nasz szkoleniowiec potrafi jednak pogodzić wiele styli i wiele dystansów. Ja na pewno bardzo dokładnie wszystko przemyślałem. Szczerze mówiąc, starałem się przyjść do Lublina już rok wcześniej. Myślę jednak, że potrzebowałem jeszcze tego roku, żeby wykonać ten krok. Teraz byłem w 100 procentach pewien, że to będzie dobra decyzja.
Ma pan jakieś indywidualne cele na zbliżające się mistrzostwa Polski?
– Te zawody to dla nas jeden z etapów przygotowań. Wiadomo też, że będą odbywały się na krótkim basenie. A chyba większość zawodników traktuje to mniej priorytetowo niż zawody na długim basenie. Osobiście będę zadowolony, jeżeli zbliżę się do rekordów życiowych, które osiągałem dwa lata temu. Fajnie byłoby je poprawić, ale podchodzę do zbliżającej się imprezy bez konkretnych oczekiwań. Staram się wyciągnąć z tego sezonu absolutne maksimum i żeby dało mi to jeszcze więcej motywacji do pracy w lecie.
A jeżeli chodzi o klasyfikację drużynową?
– Każdy lubi rywalizację w drużynach. W sztafetach można pływać dużo szybciej. To jest spowodowane skokiem startowym, który możemy zrobić trochę wcześniej niż przy suchej reakcji na sygnał startera. Pływanie pokazuje, co daje drużyna. Czasy są dużo lepsze, nawet jeśli to przeliczymy na czas reakcji. Nikt nie potrafi tego zrozumieć, tak po prostu jest. A do tego transfery i ekipa, która jest w Lublinie – wydaje mi się, że walczymy o złoty medal. Trzeba jednak poczekać, jaką strategię wymyślą trenerzy. Bo czeka nas mnóstwo startów, a wcale tych dni nie ma tak dużo. Postaramy się jednak tak wszystko poukładać, żeby być mocnym także w drużynie, a uważam, że jesteśmy aktualnie najsilniejszą ekipą w Polsce.