Mecz z Dolcanem miał dwóch bohaterów. Rafał Niżnik i Jakub Wierzchowski do spółki załatwili rywali.
Na początku meczu Dolcan był wymagającym rywalem, utrzymywał się przy piłce i próbował strzelać z dystansu. Jednak z bardzo marnym skutkiem, obijając różne fragmenty sektora za bramką. Górnik z kolei był powściągliwy w poczynaniach ofensywnych. Do 18 min, kiedy Sławomir Nazaruk popędził prawym skrzydłem, dośrodkował przed bramkę, ale Janusz Surdykowski nie trafił czysto w piłkę. Na szczęście, futbolówka po rykoszecie znowu znalazła się pod nogami Nazaruka, który tym razem podał na długi słupek do niepilnowanego Rafała Niżnika. No i pomocnik gospodarzy ze stoickim spokojem zdobył prowadzenie.
Sześć minut później mogło być już 2:0. Po bardzo ładnym podaniu Veljko Nikitovicia na wolne pole do rozpędzonego Nazaruka, o mały włos, a samobójcze trafienie na swoim koncie zapisałby Dariusz Dadacz. Jednak po jego wślizgu piłka tylko otarła się o słupek.
A potem do akcji musiał wkroczyć drugi z bohaterów. W 35 min do dalekiego podania ruszył Mateusz Chudziński, z Piotrem Karwanem na plecach. Niestety, łęczyński obrońca nie zdołał zatrzymać napastnika i dopiero obrona Jakuba Wierzchowskiego w sytuacji sam na sam uchroniła zespół. Podobnie jak po uderzeniu z rzutu wolnego Rafała Grzelaka. W 40 min Kuba po raz kolejny musiał stanąć na wysokości zadania, wygrywając następny pojedynek - z Grzelakiem.
Górnik odpowiedział strzałami Nikitovicia (nad poprzeczką) oraz Surdykowskiego i Marcina Truszkowskiego, po których umiejętności musiał zademonstrować Maciej Humerski. To były początkowe akordy interesującej końcówki pierwszej części.
W 43 min Wojciech Trochim znalazł się jeden na jeden z Wierzchowskim, jednak w sobotę wszyscy gracze rywali skazani byli na niepowodzenie. Za to po minucie po raz drugi ręce w geście triumfu uniósł Niżnik, korzystając z asysty Surdykowskiego. Choć trzeba przyznać, że duży współudział w tym golu miał także Nazaruk. A w doliczonym czasie bliski powodzenia był jeszcze Nikitović.
Zamiast gola kontaktowego, Górnik postawił kropkę nad "i”. Do rzutu wolnego z 30 m podszedł Niżnik i uderzeniem nad murem skompletował hat-tricka. Humerski nawet nie drgnął.