Na inaugurację pierwszoligowego sezonu koszykarze Startu odebrali surową lekcję od Sokoła Łańcut. Lublinianie boleśnie przekonali się, że rywalizacja na zapleczu ekstraklasy nie będzie spacerkiem.
Goście dosyć solidnie prezentowali się w defensywie, a rzuty zza linii 6,25 m miały być sposobem na rozbicie obrony Startu, grającej uważnie w pierwszej kwarcie. Niestety, z każdą kolejną minutą podopieczni trenera Dominika Derwisza mieli coraz większe problemy ze zdobywaniem punktów.
Szwankowała skuteczność, zwłaszcza w rzutach z dystansu. W całym meczu gospodarze trafili tylko trzykrotnie na siedemnaście prób za 3 pkt. Przeciwnicy w tym jednym elemencie byli zdecydowanie lepsi (10 celnych na 23 rzuty za 3 pkt), co było kluczem do zwycięstwa Sokoła. W 8 min Start wygrywał 14:7, ale szybko roztrwonił przewagę. Rywale doprowadzili do remisu oczywiście po "trójce”, zaaplikowanej równo z syreną kończącą kwartę.
Drugą odsłonę lepiej rozpoczęła ekipa z Łańcuta, która wyszła na prowadzenie, systematycznie powiększane. Gospodarze wciąż nie potrafili znaleźć recepty na "trójkowe”, długo przygotowywane akcje. Wprawdzie bronili ofiarnie, ale brak komunikacji czasami wywoływał spory chaos.
Słabo zastawiana własna tablica była jednym z największych mankamentów w grze Startu, widocznym już w meczach kontrolnych. Co z tego, że w przekroju całego spotkania lublinianie zebrali więcej piłek, skoro w kluczowych momentach goście mogli ponawiać swoje akcje, a co gorsze, mogli je skutecznie zakończyć.
Po trzech kolejnych trafieniach zza linii 6,25 m na tablicy widniał wynik 39:55 (26 min). Gospodarze zdołali zmniejszyć różnicę, jednak nie potrafili złamać bariery 7 pkt, chociaż okazji nie brakowało. W poczynaniach "czerwono-czarnych” było zbyt dużo nerwowości.
Wszyscy szukali Tomasza Celeja, sadząc, że ten odmieni losy spotkania. Taka taktyka była jednak zbyt czytelna dla przeciwników, bardzo pieczołowicie pilnujących lidera Startu, który na domiar jeszcze odczuwał skutki urazu stawu skokowego. Celeja wspierali inni doświadczeni koszykarze
– Łukasz Kwiatkowski (były koszykarz Unii Tarnów, ostatnio Sokoła) i rozgrywający Michał Sikora, najdłużej przebywający na parkiecie (ponad 38 min). Kilka dobrych akcji przeprowadził 19-letni Adam Myśliwiec, który powinien nabrać większej pewności. Bolączką lublinian była tez liczba strat (16).
W 33 min boisko opuścił za 5 przewinień Kwiatkowski i sytuacja miejscowych stała się trudniejsza. Z gospodarzy całkowicie uszło powietrze, kiedy Mateusz Nitsche po raz czwarty trafił za 3 pkt (58:71 w 37 min).
Łukasz Jagoda bliżej Startu
– Rozmowy są zaawansowane – przyznał Łukasz Jagoda. – W tej chwili trudno jednak powiedzieć, czy zakończą się porozumieniem. Być może w poniedziałek dołączę do trenującej drużyny. Jak oceniam pierwsze w sezonie spotkanie? Goście rzucili kilka "trójek” z niczego. Deprymujące były też akcje ponawiane przez Sokoła. Koszykarze Startu tracili siły w obronie, a dodatkowo tracili też punkty. Spotkanie pokazało, że zespół musi jeszcze sporo pracować.
W lubelskim klubie muszą też zdecydować, czy współpraca z Maciejem Bielakiem będzie przedłużona. Zawodnik zapewnia, że będzie już do pełnej dyspozycji trenera, a ostatnie nieobecności na treningach były spowodowane kontuzją mięśnia łydki.
Nieoficjalnie mówi się, że Start szuka też zawodnika na pozycję silnego skrzydłowego. Obecny na meczu Marek Miszczuk, wychowanek lubelskiego AZS, potwierdził, że miał propozycję, jednak na razie interesuje go gra w ekstraklasie. Kontraktu jednak nie podpisał i wciąż jest wolnym koszykarzem.
Olimp Start Lublin – Sokół Łańcut 69:76 (14:14, 12:19, 24:24, 19:19)
Sokół: Chromicz 17 (2 x 3), Glapiński 16 (3 x 3), Dubiel 14, Fortuna 5, Paul 2 oraz Nitsche 12 (4 x 3), Pisarczyk 7 (1 x 3), Szurlej 3, Balawender 0.
Sędziowali: A. Krasuski, S. Giza, M. Gandor. Widzów: ok. 900.