Z powodu remontu hali MOSiR lublinianki zaczęły sezon od wyjazdów. Zanotowały 50-procentową skuteczność, bo na cztery próby, odniosły dwa zwycięstwa.
– Szkoda tym bardziej, że to młode zespoły, wiedziałyśmy, czego się po nich spodziewać, a mimo tego zdołały narzucić nam swoje tempo. Tragedii jednak nie ma, cały czas pozostajemy w grze o wysokie cele. Musimy tylko zacząć lepiej bronić – dodaje Cybulak.
Przed tygodniem akademiczki, podobnie jak pozostałe pierwszoligowe zespoły, miały wolny weekend.
– Taka przerwa po kilku meczach na pewno nam się przydała. Były święta, większość dziewczyn pojechała na dwa dni w rodzinne strony. Szybko wznowiłyśmy jednak treningi, staramy się poprawić sporo mankamentów. Spodziewam się, że to zaprocentuje w kolejnych meczach. Przerwa nie powinna spowodować u nas rozprężenia, w następnych meczach będziemy skoncentrowane od pierwszych minut – zapewnia zawodniczka, grająca na pozycji rzucającego obrońcy.
W niedzielę AZS UMCS miał zagrać wreszcie u siebie, z MKK Siedlce. Na prośbę rywalek, spotkanie zostało jednak przeniesione do Siedlec.
W tej sytuacji lublinianki przed własną publicznością po raz pierwszy pokażą się dopiero 24 listopada, gdy przyjedzie UKS Basket Aleksandrów Łódzki.
– Nie jest łatwo grać ciągle na wyjazdach, ale w związku z remontem hali inaczej się nie dało. Przeniesienie niedzielnego meczu nie jest wcale takie złe, bo trenowałyśmy na MOSiR dopiero trzy razy, dla nowych zawodniczek ten mecz byłby taki sam, jak wyjazd. Poza tym, teraz faktycznie mamy troszkę trudniej niż rywalki, ale później będzie więcej meczów u siebie. Kibice, ściany, znajomość hali, to wszystko będzie nam pomagało. Nie mogę się już doczekać, kiedy zagramy przed własną publicznością – kończy Cybulak.