
PGE Start Lublin w sobotę o godz. 17.30 podejmie Dziki Warszawa. Po porażce czerwono-czarnych w Zielonej Górze w ich obozie zrobiło się trochę nerwowo. Transmisję zapowiada Polsat Sport.

W ostatniej kolejce zespół Wojciecha Kamińskiego przegrał z Orlen Zastalem Zielona Góra 92:101. Ten wynik jest tym bardziej zaskakujący, bo po ostatnich meczach wydawało się, że lublinianie mogą spokojnie celować nawet w pierwszą dwójkę na zakończenie sezonu zasadniczego.
Tymczasem rywale dość łatwo znaleźli na nich sposób i wygrali przekonująco. Start spadł na czwarte miejsce w ligowej tabeli. Przypomnijmy, że planem minimum na pięć kolejek, które zostały do zakończenia sezonu zasadniczego, jest utrzymanie się w czołowej szóstce. To pozwoli uniknąć gry w fazie play-in, która będzie rozgrywana po raz pierwszy w Orlen Basket Lidze.
Mecz w Zielonej Górze pokazał też w lubelskim zespole pewien niebezpieczny trend. Start nie potrafi poradzić sobie z rolą faworyta. Sposób na czerwono-czarnych w tym sezonie znalazły już ekipy m.in. Zastalu, AMW Arki Gdynia, Tauron GTK Gliwice czy Dzików. Co je łączy? Cała czwórka znajduje się w dolnej połowie tabeli. Oczywiście, można wszystko zepchnąć na dość przeciętną polską rotację, zwłaszcza po wypadnięciu ze składu z powodu kontuzji Jakuba Karolaka.
Nie byłoby to jednak zgodne z prawdą, bo w Zielonej Górze Polacy, chociaż w Starcie odgrywają marginalną rolę, zdobyli 21 punktów. Zawiedli przede wszystkim cudzoziemcy, żaden z nich nie potrafił w tym meczu wejść w rolę lidera. Kreowany na niego Courtney Ramey zawiódł bardzo mocno – zdobył ledwie dwa „oczka”.
– Chcieliśmy wygrać tylko atakiem i to się nie udało. Za mało było w naszej grze obrony. W koszykówkę gra się 40 min, a nie 25 czy 27. Nie wytrzymaliśmy emocjonalnie tego spotkania. W ataku dostawaliśmy to, co chcieliśmy. Kiedy jednak ofensywa przestała w pewnym momencie funkcjonować, to nie byliśmy w stanie bronić na odpowiednim poziomie. Bez defensywy nie da się wygrać. Czasami taki kubeł zimnej wody się przyda, bo po ostatnich meczach było „za wysoko” – powiedział Wojciech Kamiński, trener Startu.
Okazją do rehabilitacji będzie sobotni mecz w hali Globus przeciwko Dzikom. To na pewno nie będzie łatwy mecz, co pokazała już pierwsza runda. Dziki były wówczas chwilę po utracie swojej największej gwiazdy Nicholasa McGlynna, ale wygrały dość gładko 75:63
Rany związane z odejściem Amerykanina udało się już zaleczyć, a pod jego nieobecność rozbłysła chociażby gwiazda Janari Joesaara. Estończyk zadomowił się w Polsce, bo wcześniej grał w Anwilu Włocławek. W tym sezonie w Dzikach radzi sobie bardzo dobrze i średnio zdobywa 13,4 pkt na mecz. Ciekawymi graczami są także Amerykanie: Andre Wesson czy Denzel Andersson.
