FOT. MACIEJ KACZANOWSKI
Piłkarze Lewart znowu byli chwaleni za swoją grę. Już po raz czwarty w tym sezonie. Od tego punktów w tabeli im jednak nie przybywa, bo na razie mają na koncie tylko jedno „oczko”
W niedzielę beniaminek długo remisował bezbramkowo z liderem, Stalą Rzeszów. W 60 minucie sam przed bramkarzem rywali znalazł się Wadim Semczuk. Niestety zachował się najgorzej, jak mógł. Uderzył w sam środek bramki i goście mogli głęboko odetchnąć. – Szkoda tej sytuacji, bo naprawdę była szansa, żeby sprawić olbrzymią niespodziankę. A tak, wkrótce my straciliśmy gola – mówi trener Grzegorz Białek.
Kilkanaście minut później Sebastian Brocki głową pokonał Adriana Parzyszka. Lewart zaryzykował w końcówce i do ataku przesunął się nawet Tomasz Mitura. Niestety zamiast bramki wyrównującej Stal wyszła z kontrą i za sprawą Sławomira Szeligi ustaliła wynik na 2:0. Goście mieli jednak trochę szczęścia. – Sędzia oszczędził Arka Barana z drużyny rywali, bo przerwał nam groźną akcję ewidentnym faulem taktycznym. Miał już także na koncie kartkę, więc powinien wylecieć z boiska. Stało się inaczej i rzeszowianie wygrali ostatecznie 2:0. My ciągle gramy dobrze, to co pokazujemy na boisku naprawdę może cieszyć. Za każdym razem jednak czegoś brakuje. Ile możemy płacić to frycowe? – zastanawia się szkoleniowiec drużyny z Lubartowa.
Co ciekawe w ciągu 90 minut arbitrzy nie uznali dwóch trafień. Najpierw Piotra Prędoty, który ponoć pomagał sobie ręką przy strzale. Później sędzia dopatrzył się spalonego po celnym strzale Dawida Niewęgłowskiego. – Podobno Mateusz Kompanicki był na powrotnym spalonym i rzeczywiście jest taka możliwość, bo akcja była bardzo szybka – tłumaczy trener Białek, który ciągle czeka na powrót kontuzjowanych nowych nabytków: Michała Zubera i Michała Walaszka.
W najbliższych dniach trzecioligowców czeka kolejny trudny tydzień, bo na boiska wybiegną dwa razy. W środę Lewart jedzie do Sieniawy na spotkanie z tamtejszym Sokołem. Na razie zespół Pawła Lipca i Grzegorza Szymanka gra w kratkę, ale wygrywa akurat u siebie. W dwóch meczach przed własną publicznością zdobył sześć „oczek”. Z dwóch wyjazdów nie przywiózł jeszcze żadnej zdobyczy.
Z kolei w weekend beniaminek podejmuje zdecydowanie najgorszy zespół grupy lubelsko-podkarpackiej AMSPN Hetman. Zamościanie nie uciułali jeszcze żadnego punktu, a zdobyli ledwie dwie bramki. Stracili aż 15. – Terminarz na początku rozgrywek nie był naszym sprzymierzeńcem, ale daliśmy z siebie wszystko i pokazaliśmy, że możemy być dla każdego niewygodnym rywalem. Teraz musimy wreszcie zacząć punktować – mówi szkoleniowiec Lewartu.