Lekkoatleci, wspinacze, żużlowcy czy koszykarze: kto dostarczył nam najwięcej radości w mijającym roku?
Do rozpoczęcia Igrzysk Olimpijskich w Tokio zostało już tylko niespełna siedem miesięcy. W wielu dyscyplinach sportowych rozpoczęło się nerwowe odliczanie do rozpoczęcia tej imprezy. Tę pewną nerwowość widać również w naszym regionie, chociaż w stolicy Japonii na wiele medali nie możemy liczyć. Pokazał to zresztą mijający rok.
Zadanie wykonane
Niekwestionowanym bohaterem był Paweł Fajdek. Zawodnik Agrosu Zamość podczas mistrzostw świata w lekkiej atletyce zdobył złoty medal. 30-letni zawodnik wygrał konkurs rzutu młotem i został pierwszym Polakiem w historii, który triumfował w tych zawodach cztery razy z rzędu. Fajdek w Doha nie miał sobie równych. Wynik 80,50 m dał mu zdecydowane zwycięstwo. Co więcej, żaden z jego rywali nawet nie zbliżył się do granicy 80 m.
– Zadanie wykonane. Wynik mógłby być lepszy, ale każdy z czterech zaliczonych rzutów wystarczył do złotego medalu. Fajnie też, że rzuciłem dalej niż dwa lata temu w Londynie. Zrobiłem swoje i mam dobry nastrój przed kolejnym sezonem – mówił Paweł Fajdek cytowany przez portal pzla.pl.
Błyszczeli też inni przedstawiciele Królowej Sportu, głównie ci spod znaku AZS UMCS. Klub z Lublina wygrał klasyfikację medalową z dorobkiem ośmiu krążków, w tym aż pięciu złotych. Wywalczyły je Paulina Guba, Malwina Kopron, Daria Azabawska, Sofia Ennaoui i Karolina Kołeczek. Trzeba również wspomnieć o Damianie Kopciu. Sprinter Agrosu wygrał rywalizację na 100 m i 200 m.
W basenie i na ściance
AZS UMCS liczył się również w rywalizacji na basenie. Akademiccy pływacy w mistrzostwach Polski aż 12 razy stawali na podium. Twarzą sekcji był oczywiście Konrad Czerniak, który wyłowił z basenu dwa złota i srebro. To znakomity prognostyk przed Igrzyskami. Czerniak na pewno nie będzie faworytem do medalu, ale zakwalifikowanie się do finału na jednym z dystansów byłoby dla niego już sporym sukcesem.
Medal z Tokio zamierza przywieźć za to Aleksandra Mirosław. To bezapelacyjnie jedna z największych wygranych ostatniego roku w polskim sporcie. Jeszcze kilka lat temu wspinaczka sportowa była traktowana z przymrużeniem oka przez sportowych ekspertów. Sposób postrzegania tej dyscypliny zmieniło dopiero włączenie jej do programu Igrzysk Olimpijskich.
Kiedy w sierpniu wywalczyła po raz drugi złoty medal we wspinaniu na czas, to sportowa Polska na jej punkcie oszalała. Mirosław zaczęła pojawiać się w mediach, nawet tych na co dzień nie zajmujących się sportem, a dodatkowe wsparcie finansowe otrzymała zarówno od władz miasta, jak i marszałka województwa lubelskiego. Warto wspomnieć, że świetny występ w Hachioji dał zawodniczce KW Kotłownia Lublin kwalifikację olimpijską. W Tokio o medal będzie jednak trudno, bo wspinacze będą rywalizować w konkurencji wzorowanej na wieloboju. Składa się na nią wspinaczka na czas, bouldering i prowadzenie.
– Założenia z początku sezonu zostały zrealizowane i to ponad moje oczekiwania. Głównym celem był złoty medal Mistrzostw Świata, obrona tytułu. Kwalifikacja olimpijska była, nie tyle co drugorzędną sprawą, ale jednak myślałam, że wystąpię na specjalnych zawodach kwalifikacyjnych w Tuluzie, które są za dwa tygodnie. Zrealizowałam plan minimum, maksimum i każdy możliwy – mówiła Aleksandra Mirosław.
Blisko złota
Nasz region zaistniał również w siatkówce plażowej, gdzie Kinga Wojtasik w parze z Katarzyną Kociołek zdobyły w Moskwie srebrny medal mistrzostw Europy. To sensacja, bo polski duet w minionym roku raczej nie zachwycał wynikami. W Rosji wszystko jednak wyszło idealnie, może poza samym meczem finałowym. W nim zmierzyły się z Łotyszkami Tiną Graudiną i Anastiją Kravcenoką, z którymi grały już w fazie grupowej. Finałowe starcie miało trochę inny przebieg, choć zakończyło się takim samym wynikiem: porażką Polek 0:2. Po zakończeniu turnieju widać było jednak na twarzach zawodniczek obu ekip olbrzymią radość.
Zarówno Łotyszki, jak i Polki osiągnęły największy sukces w swoich karierach. Dodatkowo mocno podreperowały stan swoich kont. Zwyciężczynie zarobiły 20 tys. euro, a srebrne medalistki o 5 tys. euro mniej. – Rozegrałyśmy dobry turniej. Myślałyśmy o każdym następnym spotkaniu i nawet przez moment nie myślałyśmy o porażce. To dla nas bardzo ważne. Cieszymy się, że mogłyśmy zdobyć medal. Byłyśmy blisko złota, a nawet bardzo blisko, ale łotewskie dziewczyny były po prostu lepsze w tym meczu – mówiły Polki po spotkaniu. – Za 10 lat będziemy wspominać ten turniej miłymi wspomnieniami. Było wprawdzie deszczowo, ale wszystko inne było idealne.
Zimowe osiągnięcia
Ciekawym zjawiskiem są dyscypliny zimowe, w których w ostatnich 12 miesiącach województwo lubelskie stało się znaczącym graczem. Duża w tym zasługa Moniki Skinder. Biegaczka narciarska MULKS Grupa Oscar Tomaszów Lubelskim w styczniu zajęła 20 miejsce w sprincie w Dreźnie. Tym samym zdobyła pierwsze punkty Pucharu Świata w swojej karierze. Wysoką formę potwierdziła również w czasie mistrzostw świata juniorek w Lahti. W mroźnej Finlandii zajęła drugie miejsce w sprincie techniką klasyczną. Ukoronowaniem sezonu miał być start w seniorskich mistrzostwach świata, gdzie Skinder w parze z Justyną Kowalczyk zajęła 10 miejsce w Team Sprincie.
Zima była również szczęśliwa dla Mateusza Lutego i jego kolegów z reprezentacji Polski w bobslejach. Zawodnik AZS Lublin wspólnie z klubowym kolegą, Krzysztofem Tylkowskim zajął szóste miejsce w mistrzostwach Europy w Konigssee. To rekordowe osiągnięcie polskiej załogi.
W rozgrywanych w marcu w kanadyjskim Whistler mistrzostwach świata Biało-Czerwoni zajęli 14 miejsce, co też jest rekordowym wynikiem w historii polskich bobslei. Wiele wskazuje, że nikt tego rezultatu przez wiele lat nie poprawi, bo w lecie polskie bobsleje kompletnie się rozsypały. Brak trenera, treningów i startów sprawiły, że ekipa Lutego na razie zrezygnowała ze startów w nadchodzącym sezonie
Lord i Lubelski Czołg
Podsumowanie rywalizacji indywidualnej wypada zakończyć sportami walki. W większości konkurencji nie należymy do potentatów, chociaż jest jeden wyjątek: MMA. W Lublinie dość regularnie organizowane są gale różnych federacji, które niezmiennie cieszą się zainteresowaniem publiczności. W lokalnym MMA gwiazdą pierwszej wielkości jest Michał Oleksiejczuk. Pochodzący z miejscowości Barki pod Łęczna fighter przebojem wdarł się do UFC. W tym roku dla światowego giganta stoczył trzy walki, z czego dwie wygrał. Zatrzymał go dopiero Ovince St. Preux. „Lord” jednak się nie załamał i w lutym może ponownie wejść do klatki. W niej świetnie radzi sobie także Cezary Kęsik. „Lubelski Czołg” wywalczył pas mistrzowski TFL, a także coraz mocniej rozpycha się w KSW. Nie jest wykluczone, że niedługo powalczy również o pas tej federacji. – To był kapitalny rok. Cieszę się, że moja kariera rozwija się w ten sposób – przyznał Cezary Kęsik.
Wielka żużlowa przygoda
Kibice w regionie jednak zdecydowanie najmocniej skupiają się na sportach drużynowych. Tu podsumowanie należy zacząć od żużlowców Speed Car Motoru Lublin. Miniony rok był dla nich pierwszym od wielu lat, w którym mogli występować w Ekstralidze. Ich celem było utrzymanie się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Udało się go zrealizować w stu procentach, a osiągnięto nawet więcej.
Ten sezon pokazał przede wszystkim, że Lublin kocha żużel. Stadion przy Al. Zygmuntowskich jako jedyny obiekt w Polsce był na każdym spotkaniu wypełniony w 100 procentach. Co więcej, gdyby mógł pomieścić 30 tys. osób, to można śmiało przypuszczać, że też byłby pełny. Dlatego nie dziwi fakt, że władze miasta już planują budowę nowego i większego obiektu.
– Ten sezon był niesamowitym doświadczeniem. Wiele osób nie doceniało nas przed sezonem, nie wierzyły, że możemy cokolwiek zrobić przed tym sezonem. Były wzloty i upadki, w pewnym momencie było też naprawdę ciężko. Staraliśmy się utrzymać dobrą atmosferę przez cały sezon i mieliśmy jeden główny cel: utrzymanie się w Ekstralidze. Udało nam się to. Nie spodziewałem się, że w Lublinie tak szybko poczuję się jak w domu – podsumowuje ten sezon Mikkel Michelsen, jeden z czołowych żużlowców Speed Car Motoru.
– Bardzo się cieszę, że widzę tylu kibiców na naszym stadionie. To niesamowite, kiedy szedłem na tor i widziałem, ile osób stoi w kolejce po bilet. Czekamy, żeby jak najszybciej zbudowali nam stadion, żeby przychodziło jeszcze więcej osób – dodawał Grigorij Łaguta.
– To niesamowite przeżyć taką przygodę i zrobić coś tak wielkiego, tak naprawdę, z niczego. Zaczynaliśmy od szkółki, a doszliśmy do tego poziomu i jesteśmy w Ekstralidze. Nic tylko się cieszyć z tego – wspominał na podsumowaniu sezonu Maciej Kuromonow.
Trudny sezon z kolejnym mistrzostwem
Pod względem sportowym największy sukces odniósł MKS Perła. Lublinianki zdobyły 21 mistrzostwo Polski. – Ten sezon nie był dla nas łatwy, można wręcz powiedzieć, że był piekielnie trudny, ale spodziewaliśmy się tego po zmianach kadrowych, jakie nastąpiły w drużynie latem poprzedniego roku. W trakcie rozgrywek los także płatał nam figle, bo borykaliśmy się z kontuzjami, ale wyszliśmy z tego obronną ręką. Dziewczyny grały dobrze, wygrywaliśmy, zdobywaliśmy punkty i teraz możemy się cieszyć. Radość jest zasłużona, bo podnieśliśmy się po kiepskim początku sezonu i możemy świętować mistrzostwo. Jestem przeogromnie dumny z dziewczyn, bo niektóre z nich zrobiły bardzo duże postępy i za to należy im się szacunek – powiedział klubowej stronie trener Robert Lis.
Po znakomitej wiośnie przyszła jednak jesień, która już nie była tak wspaniała. Na krajowym podwórku Perła dalej dominowała, ale na arenie europejskiej odebrała bardzo bolesną lekcję. Mistrzynie Polski zostały automatycznie zakwalifikowane do Ligi Mistrzyń, gdzie jednak kompletnie sobie nie poradziły i zakończyły fazę grupową z kompletem porażek.
To oczywiście musi rodzić pytania o kierunek, jaki zostanie obrany przez lubelski szczypiorniak w przyszłości. Kolejne złote medale na krajowym podwórku przestały jednak już budzić większe emocje nawet w samym Lublinie. Klub potrzebuje kolejnego kroku w swoim rozwoju, czyli dobrych występów na arenie europejskiej. Reforma Ligi Mistrzyń najprawdopodobniej zepchnie nas do europejskiej II ligi, chyba że uda się zbudować dużo mocniejszy skład niż w tym roku. Do tego jednak potrzebne są pieniądze. Ich wpłynięcie do klubu jest możliwe jedynie poprzez pozyskanie kolejnych sponsorów. Być może właśnie dlatego w klubie przed Świętami Bożego Narodzenia postanowiono dokonać zmiany prezesa: Mariusza Szmita zastąpił Bogusław Trojan.
Rada Nadzorcza przed nowym sternikiem MKS Perła postawiła jasne zadania. Jest nim poprawa efektywności zarządzania klubem, w tym w szczególności pozyskiwania pozabudżetowych źródeł finansowania działalności poprzez konsekwentną budowę marki sportowej oraz zacieśnianie współpracy ze sponsorami i partnerami - czytamy w oświadczeniu zamieszczonym na klubowej stronie internetowej.
– Na razie ciężko jest mi mówić o celach, jakie sobie stawiam. Najpierw muszę spotkać się z przedstawicielami władz miasta i poznać ich oczekiwania wobec klubu – mówi Bogusław Trojan.
Pod koszem
Coraz więcej w Lublinie znaczą też ekipy koszykarskie. Pszczółka Polski Cukier AZS UMCS Lublin poprzedni sezon miała dość przeciętny i skończyła go na pierwszej rundzie play-off. W klubie zmieniono trenera i sporą część składu, co przyniosło szybką poprawę wyników. Podopieczne Krzysztofa Szewczyka całkiem poważnie mogą myśleć nawet o medalu mistrzostw Polski, bo obecnie są na piątym miejscu w Energa Basket Lidze Kobiet.
Panowie spod znaku MKS Start Lublin również jesień zaliczą do niezwykle udanych. Wiosną nie udało im się zakwalifikować do fazy play-off, ale nowy sezon rozpoczęli w imponującym stylu. Pokonali już m.in. Stelmet Enea BC Zielona Góra oraz Anwil Włocławek, czyli drużyny, które na co dzień reprezentują Polskę w europejskich pucharach. Efektowna gra spowodowała, że kibice znowu tłumnie przychodzą oglądać popisy „czerwono-czarnych”, a frekwencja w okolicach 3 tys. powoli staje się już normą, a nie miłym wyjątkiem.
Możemy świętować
A co z piłką nożną? Jedynym miłym wyjątkiem od tej reguły są panie z Górnika Łęczna. One po raz drugi w swojej historii zostały mistrzyniami Polski. Sukcesem może być też frekwencja na meczach futbolistek: decydujący o tytule mecz z Medykiem Konin obserwowało na żywo około 1,5 tys. osób, w tym sam prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, Zbigniew Boniek.
– W pewnym momencie minionego sezonu zaczęłyśmy hurtowo tracić punkty. Nie uważam jednak, ze to był dla nas problem. Wręcz przeciwnie, mogłyśmy gonić rywalki, przez co byłyśmy w końcówce sezonu mocniej skoncentrowane. Na pewno mocno mobilizował nas fakt, ze wiele osób nas skreśliło i nie wierzyło w nas, w trenera czy klub. Chciałyśmy im pokazać jak bardzo się mylą. Udało się i możemy świętować – mówiła po zakończeniu sezonu Ewelina Kamczyk, królowa strzelczyń Ekstraligi.
Cieniem na występach Górnika w tym roku kładzie się jednak kolejna nieudana przygoda w europejskich pucharach, gdzie podopieczne Piotra Mazurkiewicza nie przebrnęły przez turniej kwalifikacyjny Ligi Mistrzyń.
Daleka droga
O grze w Europie nasi futboliści mogą tylko pomarzyć, bo nie grozi im ona najprawdopodobniej przez co najmniej kilkanaście najbliższych lat. Na razie dla piłkarzy z naszego regionu szczytem marzeń jest awans do pierwszej ligi, czyli na de facto drugi poziom rozgrywkowy w Polsce. Na dobrej drodze do tego jest Górnik Łęczna, który zimę spędza na drugim miejscu w tabeli. Do wywalczenia promocji jeszcze jednak daleka droga.
– Przekroczenie granicy 40 punktów to naprawdę dobry wynik. Mówi się, że grając o awans, trzeba zdobywać średnio dwa punkty na mecz. Przed drugą częścią sezonu jesteśmy na miejscu premiowanym awansem. Liderem jest Widzew Łódź, ale ma nad nami przewagę tylko jednego punktu, a sytuacja jest jak w peletonie: ktoś wyszedł na prowadzenie, lecz to się jeszcze może zmienić. Jesienią naszym celem nie było mówienie o awansie, tylko zbudowanie mocnej pozycji, tak by można było o tym awansie myśleć wiosną. Mamy fundament, ale cała prawda będzie zawarta w meczach, które czekają nas w drugiej części sezonu. Trzeba się do nich dobrze przygotować, rozegrać sparingi i wykonać dużo pracy – podsumowywał sezon Kamil Kiereś, opiekun Górnika. Awans do pierwszej ligi mógłby być bodźcem dla całego naszego regionu.
Będzie się działo
Rok 2019 był dla lubelskiego sportu dość udany. Pozytywne bodźce w postaci świetnych startów lekkoatletów czy żużlowców pozwalały kibicom wyrwać się z przeciętności, która przez wiele lat ogarniała nasz region. A przyszły rok może być jeszcze lepszy. I to zarówno dla kibica w kapciach, który będzie emocjonował się startami zawodników z naszego regionu uczestniczących w Igrzyskach Olimpijskich w Tokio, jak i dla tego chodzącego na stadiony czy hale sportowe. Bo tam będzie się działo, zwłaszcza w żużlu czy koszykówce.