Rozmowa z Michałem Baranowskim, środkowym LKPS Politechniki Pszczółki Lublin
- Skąd decyzja o powrocie do siatkówki?
– Od rozstania z Avią Świdnik minęło już dwa i pół roku. W tym czasie pracowałem zawodowo poza sportem. Z dnia na dzień zacząłem mieć coraz więcej wolnego czasu. Nie bardzo wiedziałem, co z nim robić. Mieszkam w Świdniku, pracuję w Lublinie. Aby się nieco poruszać, korzystałem z uprzejmości trenera Avii Piotra Maja i uczestniczyłem w treningach zespołu. Jednocześnie szkoleniowiec LKPS Politechniki Pszczółki Lublin Sławomir Czarnecki namawiał mnie do przyjścia na zajęcia. Od słowa do słowa propozycja wydała mi się ciekawa. Trenerowi zależało na kimś ogranym, doświadczonym, kto podniesie rywalizację w zespole.
- Dlaczego zdecydował się pan na wybór LKPS Politechniki Pszczółki Lublin?
– Jestem wychowaniem WTS Warka. Ostatnie siedem lat kariery, od 2007 roku, spędziłem w Avii. W tzw. międzyczasie występowałem w Orle Międzyrzecz. Zagrałem w pamiętnym spotkaniu przeciwko świdnickiej drużynie w październiku 2004 roku, po którym zespół Avii miał tragiczny wypadek pod Lublinem. Rozstając się ze świdnickim klubem nie nosiłem się z myślą kontynuacji siatkarskiej kariery. Choć przyznaję, że Avia namawiała mnie do powrotu. Nie zdecydowałem się jednak na ten krok. W momencie pojawienia się oferty z LKSP chciałem coś zmienić. Pomyślałem: jeśli siatkówka to gdzie indziej niż w znowu w Świdniku. Mam już 35 lat i obecne występy w zespole z Lublina traktuję jako dodatek, sportowe przedłużenie kariery.
- Zagrał pan już w dwóch meczach: z KKS Kozienice w Lublinie oraz na wyjeździe przeciwko PZL Sędziszów Małopolski, obu zwycięskich. Jak pan ocenia swój występ?
– W spotkaniu z Kozienicami trener Czarnecki rzucił mnie od razu na głęboką wodę. Z różnych powodów nie mogłem uczestniczyć w przedmeczowych treningach. Pojawiłem się na parkiecie w czwartym secie, udało mi się zdobyć kilka punktów. Z kolei w Sędziszowie trochę sobie pograłem, choć nie od początku. Moim zadaniem w zespole Politechnice Pszczółce jest dzielenie się z młodszymi kolegami doświadczeniem, podpowiadanie w trudnych sytuacjach, czy podwyższanie bloku. W nowej drużynie zostałem miło przyjęty. Nie miałem też problemów z wejściem w cykl treningowy. Umówiłem się z zarządem na dwa, trzy zajęcia w ciągu tygodnia oraz grę w meczu i z tego staram się wywiązywać.
- Podoła pan wyzwaniom konkurencji i wywalczy miejsce w pierwszej szóstce?
– Na mojej pozycji jest jeszcze dwóch środkowych: Rafał Kępka i Konrad Machowicz. Obaj są młodsi. Przychodząc do LKPS zawyżyłem średnią wieku (śmiech…). Mam nadzieję, że w związku z moim przyjściem rozwinie się zdrowa konkurencja.
- Już w weekend wznawiacie rozgrywki po świąteczno-noworocznej przerwie. Zmierzycie się na swoim parkiecie z AKS V LO Rzeszów. To będzie ciężki mecz?
– Od poniedziałku wróciliśmy do normalnych treningów. Zapewne obejrzymy materiał filmowy z grą rywali. W kadrze AKS występują młodzi, ambitni zawodnicy. Będziemy chcieli rozpocząć od wygranej w nowym roku.