FOT. KS WISŁA PUŁAWY
Zanim Wisła dostała lanie od Miedzi Legnica (1:5) kibice i piłkarze otrzymali bardzo dobrą wiadomość. Klub podpisał nową, trzyletnią umowę ze swoim głównym sponsorem Zakładami Azotowymi Puławy
Dzięki temu Duma Powiśla zyskała stabilizację na najbliższe lata. – Ta umowa pozwala na spokojne funkcjonowanie w naszym rozumieniu. To znaczy bez szaleństw – przyznaje Grzegorz Nowosadzki, prezes Dumy Powiśla. I dodaje, że drugi raz udało się przedłużyć współpracę z głównym sponsorem aż na trzy lata. – Cieszymy się, bo wiemy, czym będziemy dysponowali w najbliższym czasie. Oczywiście otrzymamy zapisane kwoty pod pewnymi warunkami. Chodzi zarówno o cele sportowe, jak i marketingowe. W tym pierwszym sezonie wiadomo, że chodzi o utrzymanie.
Dla Wisły występy w I lidze, to historyczna sprawa. Klub nigdy wcześniej nie grał na tym poziomie rozgrywek. I jak przyznaje prezes Nowosadzki potrzeba jeszcze czasu, żeby się do wszystkiego przyzwyczaić. – My ciągle uczymy się tej ligi. To bardzo poważny poziom i naprawdę trzeba się porządnie napracować, żeby zadomowić się tutaj na dłużej. Przed nami kawał ciężkiej roboty – wyjaśnia prezes.
W wielu klubach po kilku porażkach pierwszym winnym jest zawsze trener. Inaczej do sprawy podchodzą jednak działacze z Puław i nie mają zamiaru rozstawać się z Robertem Złotnikiem. – Mamy swoją koncepcję pracy i jest ona długofalowa. Do tej pory ta polityka dobrze się sprawdzała. Nerwowe ruchy i zmiany trenerów są dobre na krótką metę. My chcemy spokojnie pracować – mówi Grzegorz Nowosadzki.
W miniony weekend Duma Powiśla doznała najwyższej porażki w tym sezonie. Dawno nie straciła na własnym boisku aż pięciu goli. Trzeba jednak przyznać, że piłkarze mieli w początkowych fragmentach wyjątkowego pecha. Andrzej Witan na dzień dobry puścił „pachówkę” po lekkim dośrodkowaniu Petteriego Forsella. Później Arkadiusz Maksymiuk tak nieszczęśliwie wybijał piłkę spod własnej bramki, że... nabił swojego bramkarza. Najpierw samobójcze trafienie zostało zapisane na konto pomocnika Wisły, później Witana, a teraz Mateusza Pielacha. Już po pół godzinie gry było 0:3.
– Co można powiedzieć po takim meczu? Trzy, a może i cztery bramki strzeliliśmy sobie sami. Musimy odbyć męską rozmowę i szybko wziąć się w garść – ocenia Mateusz Pielach. – Przegrać u siebie 1:5 to wielki wstyd. Nie pozostaje mi tylko wszystkich przeprosić. Nic, kompletnie nic nam nie wychodziło.
Przed drużyną z Puław kolejne bardzo ważne spotkanie. Tym razem Konrad Nowak i spółka zmierzą się na wyjeździe ze Stalą Mielec. Rywale są w tabeli „oczko” niżej i do tej pory także zgromadzili 11 punktów, ale wygrali dwa ostatnie spotkania. Najpierw ze Zniczem Pruszków 3:1, a w miniony weekend na wyjeździe z Podbeskidziem 1:0.