(fot. Bug Hanna/facebook)
Rozmowa z Mateuszem Chwedorukiem, napastnikiem i kapitanem Bugu Hanna zwycięzcy sezonu, królem strzelców chełmskiej klasy okręgowej. Snajper zdobył 40 bramek
- Można powiedzieć, że tradycji stało się zadość: za panem czwarty sezon w Bugu Hanna i czwarty tytuł króla strzelców…
– To już taka moja tradycja, bez tego nie mógłbym osobiście uznać sezonu za udany. Zawsze chcę wygrywać w czym tylko biorę udział, tak już mam od dziecka. Jako napastnik naturalnie chcę zostawać królem strzelców.
- W minionych rozgrywkach ustanowił pan nowy rekord: z 38 goli rok temu, w tym licznik podskoczył do 40 trafień. Było trudno osiągnąć taki wynik?
– Zawsze odczuwam niedosyt. Wiele osób gratuluje mi – 40 bramek… wow, to niezły wynik – ale dla mnie osobiście wciąż za mało. Chcę więcej i więcej, nie pamiętam meczu po którym byłbym tak do końca zadowolony. Jestem pierwszą osobą, która ma do siebie pretensje, że mogła zrobić więcej. Liczba 40 bramek jest normalnością, co udowodniłem już przez te wszystkie sezony. Ciężko było mi w pierwszej rundzie, ponieważ mało kto wie, ale grałem ze złamaną ręką. Do złamania doszło tydzień przed startem sezonu, pękła mi kość rylcowata w nadgarstku, którą miałem dwa razy nastawianą i grałem na własną odpowiedzialność. Może to było głupie, ale nie mogłem sobie pozwolić na kilka miesięcy przerwy i podjąłem ryzyko. Nie mogłem przepychać się z obrońcami i musiałem uważać, żeby nie upaść na rękę. Byłem często sfrustrowany tym jak mi słabo szło, strzeliłem tylko 11 goli, i to była moja najsłabsza runda. W drugiej, już w pełni zdrowy, strzeliłem 29 i poprawiłem wynik. Licząc cały sezon, nie uważam że było ciężko, ale patrząc na pierwszą rundę, nie było łatwo.
- Miał pan znaczący wkład w zajęcie pierwszego miejsce i awans do IV ligi. Jako kapitan dał pan dobry przykład kolegom z drużyny
– Staram się właśnie grą, spokojem i golami dawać przykład, szczególnie młodszym zawodnikom, że zawsze gramy o zwycięstwo i w ciężkich momentach takich jak np nasz przedostatni mecz z Ruchem Izbicą, gdzie graliśmy w dziesięciu, wziąć odpowiedzialność i poprowadzić drużynę do zwycięstwa. Osobiście lubię takie trudne momenty, bo właśnie wtedy można pokazać na co cię stać i udowodnić swoją wartość.
- W klasyfikacji strzelców próbował pana dogonić Michał Gałka z Ruchu Izbica, również kapitan. Ostatecznie on zatrzymał się na 37 golach. Pogoń wyglądała bardzo ciekawie?
– Fajnie, jeśli można z kimś rywalizować, pokazać, że jest się lepszym. Od początku patrzyłem tylko na siebie i wiedziałem, że jeśli zrobię co do mnie należy, zostanę królem strzelców. Michał Gałka był blisko. Bardzo dziękuję mu za rywalizację i gratuluję liczby zdobytych bramek. Wierzę, że w nowym sezonie uda mu się wygrać, szczególnie, że mnie już nie będzie w lidze okręgowej (śmiech…).
- Taki snajper jak pan z pewnością przydałby się zespołem z wyższych lig…
– W przeszłości zgłaszały się kluby IV-to i III-cio ligowe. Byłem młodszy i nie chciałem wyjeżdżać, czego teraz trochę żałuję. Chciałbym spróbować swoich sił jak najwyżej to możliwe i teraz czuję się na to gotowy. Wiem, że sobie poradzę, ale po tym sezonie jeszcze nikt się ze mną nie kontaktował.
- Zostanie pan w Bugu?
– Przed tym sezonem powiedziałem sobie, że to mój ostatni sezon w „okręgówce”, ponieważ jest już tutaj za nudno. Udało nam się awansować i gra w Bugu w IV lidze też jest fajną opcją. Zżyłem się z tym klubem przez 3,5 roku, ale nie mogę powiedzieć, że ostatecznie zostaję.
- Będzie pan nadal kapitanem zespołu?
– Jeśli zostanę w Bugu, na pewno chciałbym dalej pełnić tę funkcję. Uważam, że na to zasługuję. Może nie jestem typem krzykacza oraz osobą, która udziela przemówień w szatni. Przemawiam na boisku, swoim spokojem, postawą, ciągłą chęcią zwycięstwa, profesjonalizmem. Dziękuję prezesowi za zaufanie i mianowanie mnie kapitanem w moim drugim sezonie w Bugu oraz tym kolegom, którzy widzą mnie w tej funkcji.
- Konieczne będą jednak wzmocnienia?
– Bez tego się nie obejdzie. Wierzę, że prezes wraz z trenerem dobiorą odpowiednich zawodników do naszej drużyny.
- Palec prawej dłoni włożony do prawego ucha, a lewej do lewego – to pańska cieszynka. Dlaczego właśnie taka?
– Trochę inspirowałem się Memphisem Depayem, jestem kibicem Barcelony. Cieszynka powstała w trudnym dla mnie czasie, gdy grałem ze złamaną ręką. Pierwszy raz wykonałem ją w meczu z Ogniwem Wierzbica, gdy strzeliłem na 1:1. Wiele osób obwiniało mnie i narzekało na słabą grę. Nie czułem wsparcia, a wręcz przeciwnie czułem się winowajcą, gdy nam nie szło. Dla niektórych granie ze złamaną ręką wydaje się normalnością, co jest dla mnie śmieszne. Każdy jednak umie gadać, nie widziałem jeszcze nigdy, żeby ktoś podjął takie ryzyko. To również pokazało, jak się poświęcam dla drużyny. Ten okres pokazał mi, kto był ze mną, gdy tylko było dobrze, a kto mnie wspierał, gdy mi nie szło i robiłem tyle, na ile mi zdrowie pozwalało. Tym drugim osobom dziękuję, takich rzeczy nie zapominam. Moje zatykanie uszu symbolizuje: niech ludzie gadają, ja będę zawsze robił swoje i żadne słowa mi w tym nie przeszkodzą.