Rozmowa z Franciszkiem Smudą, trenerem Górnika Łęczna
- Dlaczego Górnik przegrał z Zagłębiem Lubin?
– Wszyscy oczekiwali zwycięstwa, bo byłby to wielki krok ku utrzymaniu. Dobrze rozpoczęliśmy spotkanie i objęliśmy prowadzenie, ale błędy, które popełniamy w obronie są czasami niezrozumiałe. Akurat w tym sezonie mieliśmy tego pecha, że z powodu kontuzji wypadali nam ze składu obrońcy. Musieliśmy ciągle łatać dziury w obronie i często przestawiać zespół. Błędów przeciwko Zagłębiu było za dużo, a rywale są bardziej doświadczeni w grze na wyjazdach i potrafili nas skontrować. Został nam jeszcze jeden mecz i trzeba się zmobilizować. Mamy drużynę, która jest w stanie wygrać na wyjeździe z Ruchem i myślę, że nam się to uda.
- Jak wytłumaczyć zachowanie defensorów po obronionym rzucie karnym, gdy zamiast zareagować stali i patrzyli się jak rywale dobijają strzał z jedenastu metrów?
– To niewytłumaczalne. Przy tym rzucie karnym ktoś mógł wyskoczyć i uratować sytuację. Tymczasem chyba każdy z naszej drużyny tak sobie w głowie zakodował, że jak jest karny to bramka jest pewna i stał, patrząc jak rywal dobija. Nawet nie zdążyłem krzyknąć, żeby zawodnicy zaasekurowali Małeckiego.
- Ma pan na swoim koncie trzy mistrzostwa Polski. Jakie znaczenie dla trenera o takich sukcesach miałby ewentualny spadek?
– Przychodząc do Górnika musiałem liczyć się z tym, że to mnie może spotkać. Wiedziałem, że walka będzie się toczyć do końca. I może zakończyć się sukcesem, ale i porażką. Każdy trener musi przyjąć wszystkie możliwe warianty.
- Czy ciężko jest zmobilizować piłkarzy, którzy od dłuższego czasu nie otrzymują wypłat?
– Wielu ludzi nie wiedziało jak wygląda sytuacja. Teraz zostało to opisane w mediach. Na pewno mobilizowanie tych chłopaków jest trudne, bo codziennie ktoś zada pytanie „a kiedy?”. Najłatwiej odpowiedzieć „maniana, maniana, (w języku hiszpańskim jutro – red.). Nie jest więc łatwo, ale myślę, że sobie poradzimy. Na pewno każdy z zawodników chce wygrać i daje z siebie wszystko. Ale też gdzieś z tyłu głowy pojawiają się myśli typu „ może dostanę pieniądze, a może nie?”. To jest problem, ale musimy to odłożyć i w tym tygodniu nie może nas to interesować. Zauważyłem też, że zespół musi odpocząć. Może trzeba zmienić treningi, by zawodnicy mieli więcej chęci, odpoczynku i świeżości. Tylko to nam może pomóc, bo w założeniach taktycznych w ciągu paru najbliższych dni zbyt wiele nie poprawimy.
- Ma Pan pomysł na najbliższy mecz?
–Teraz przez nadmiar żółtych kartek nie zagra Adam Dźwigała. Pomysł jaki obecnie mam to harakiri, nic więcej. Gdybyśmy mieli stabilną obronę, to sami widzieliście w rundzie wiosennej, że sprawa już dawno byłaby zażegnana. Piłkarsko graliśmy dobre spotkania, ale zawsze ktoś nas złapał w defensywie na różnych błędach.
- Franciszek Smuda wygląda na zrezygnowanego, ale chyba się nie poddaje?
– Ja nigdy nie odpuszczam. Byłem już w gorszych sytuacjach niż obecna i wychodziłem z nich obronną ręką. Powiedziałem już chłopakom w szatni, że został nam jeszcze jeden finał. Ten najważniejszy.