Górnik Łęczna na własnym stadionie uległ Lechowi Poznań 0:1. Podopiecznych Jurija Szatałowa interesowało tylko zwycięstwo. W przypadku wygranej, po podziale punktów, łęcznianie mieliby ich siedemnaście. Remis lub porażka, oznaczałyby szesnastopunktowy dorobek w grupie spadkowej.
Wiosna nie jest chyba ulubioną porą roku piłkarzy Górnika Łęczna. Zielono-czarni po wznowieniu ligowych rozgrywek spisują się fatalnie. Spośród dziewięciu spotkań wygrali zaledwie jedno. Wywalczyli tylko sześć punktów, spadli do strefy spadkowej i w fazie finałowej będą musieli bić się o utrzymanie.
Przed sobotnim meczem z Lechem w Łęcznej wszyscy zdawali sobie sprawę, że liczy się tylko zwycięstwo, które pozwoli powiększyć dorobek po podziale punktów o jedno „oczko”. Remis nic Górnikowi nie dawał. Mimo tego chłopcy Jurija Szatałowa nie sprawiali wrażenia, jakby za wszelką cenę chcieli wywalczyć trzy punkty. Nie mieli pomysłu na zagrożenie przeciwnikom, zdecydowanie oddając im inicjatywę od pierwszych minut. Tak naprawdę tylko indolencji strzeleckiej Nickiego Bille Nielsena zawdzięczają, że nie zostali rozgromieni.
Duńczyk do pierwszej groźniej sytuacji doszedł już w 9 minucie. Wówczas przegrał jednak pojedynek sam na sam z Sergiuszem Prusakiem. Później jeszcze trzykrotnie marnował dogodne okazje. W końcu, tuż przed przerwą, trafił jednak do siatki.
– Kolejorz nie grał ostatnio może rewelacyjnie, ale to zawsze jest klasowy zespół. Mistrz Polski i finalista Pucharu Polski. Jeśli zostawi mu się zbyt dużo miejsca, pokaże klasę. My niestety pozwoliliśmy Lechowi grać, byliśmy daleko od przeciwnika, graliśmy bez agresji i nie potrafiliśmy nic zrobić. Właściwie sami stwarzaliśmy sytuacje dla rywali po naszych błędach – powiedział Prusak.
Po zmianie stron Górnik grał znacznie lepiej. Strzały Grzegorza Bonina oraz Bartosza Śpiączki nie przyniosły jednak korzyści w postaci bramki. W ostatnim kwadransie meczu okazję do wywalczenia remisu miał jeszcze Jakub Świerczok. Jednak w bramce gości dobrze spisywał się Jasmin Burić. Reprezentantowi Bośni i Hercegowiny udało się tego dnia zachować czyste konto i mecz zakończył się skromnym zwycięstwem mistrzów Polski.
Już za tydzień rozpocznie się rywalizacja w fazie finałowej. Górnik w grupie spadkowej będzie musiał walczyć o uniknięcie degradacji. Jego pierwszym rywalem będzie Jagiellonia Białystok.
– Trzeba walczyć o utrzymanie i jesteśmy w stanie to zrobić. Niedawno w Krakowie pokazaliśmy, że potrafimy grać. Trzeba udowadniać to w każdym meczu. Na pewno będziemy robić wszystko, co w naszej mocy. W każdym meczu musimy dać z siebie nie sto, a sto dwadzieścia procent. Chcemy się utrzymać, żeby Lubelszczyzna miała ekstraklasę – zakończył Prusak.
Górnik Łęczna – Lech Poznań 0:1 (0:1)
Bramka: Nielsen (41)
Górnik: Prusak – Mierzejewski, Pruchnik, Bozić, Leandro – Tymiński, Nowak (65 Nowak) – Bonin, Pitry (65 Świerczok), Piesio – Śpiączka (74 Sasin).
Lech: Burić – Kędziora, Kamiński, Arajuuri, Kadar – Trałka, Tetteh – Jevtić (90 Wołkow), Linetty (90 Kurbiel), Gajos – Nielsen (81 Jóźwiak)
Żółte kartki: Tymiński, Pruchnik. Sędziował: Krzysztof Jakubik (Siedlce).
Trenerski dwugłos
Jan Urban, szkoleniowiec Lecha Poznań
– Wydaje mi się, ze kibice zobaczyli naprawdę bardzo dobre spotkanie, obfitujące w wiele sytuacji bramkowych. W pierwszej połowie mieliśmy kilka okazji i dopiero za czwartym razem Nicki zmieścił piłkę w siatce. Pierwsza część meczu była jedną z lepszych, jaką dotychczas zagraliśmy. Pod koniec trochę opadliśmy jednak z sił, co skutkowało kontrami rywali. Było widać, że jedna i druga drużyna chciała to spotkanie wygrać, bo remis nikogo nie zadowalał. My graliśmy o dwa punkty, które po podziale dają nam kontakt z czołówką. Cel osiągnęliśmy. Nie było łatwo, ale jesteśmy zadowoleni z wyniku.
Jurij Szatałow, szkoleniowiec Górnika Łęczna
– Jeśli myślimy o utrzymaniu, musimy zdobywać bramki. Stwarzamy sobie wiele dobrych sytuacji, ale nie potrafimy ich wykorzystać. Przede wszystkim musimy uważać, żeby po raz kolejny nie robić rywalom takich prezentów, jaki dzisiaj. Trzy punkty różnicy do dziewiątego miejsca to nie jest dużo, ale przede wszystkim trzeba wygrywać.
(micbec)