Podczas przerwy reprezentacyjnej Motor Lublin rozegrał mecz kontrolny z pierwszoligową Stalą Rzeszów. W obu ekipach brakowało kilku ważnych zawodników, ale gospodarze byli zdecydowanie lepsi i zasłużenie wygrali 2:0.
Wystarczyło pięć minut sparingu, a już dwie okazje miał Mathieu Scalet. Najpierw „główkował” tuż nad bramką, a za chwilę w sytuacji sam na sam z bramkarzem rywali przymierzył w słupek.
Motor naciskał rywali i po kwadransie objął zasłużone prowadzenie. Podania wymienili: Scalet i Jacques Ndiaye, a po zagraniu Senegalczyka wzdłuż bramki akcję sfinalizował Kacper Wełniak. W końcówce pierwszej połowie wydawało się, że na 2:0 podwyższył Bradley van Hoeven. Holender umieścił futbolówkę w siatce, ale sędzia uznał, że wcześniej był spalony.
W drugiej połowie gra toczyła się głównie na połowie Stali. Był jednak problem, żeby żółto-biało-niebiescy wypracowali sobie jakąś konkretną sytuację.
Po przerwie Mateusz Stolarski krzyczał do swoich zawodników „my w ogóle nie atakujemy”. Później podczas krótkiej przerwy przekazał im również, że „to nie wystarczy”. Było jednak również trochę śmiechu na ławce rezerwowych gospodarzy. W pewnym momencie Patryk Romanowski rzucił do kolegów: zagrajmy to, co trenujemy. Dostał brawa od sztabu, a po chwili można było usłyszeć coś w stylu: żeby była jasność, całej reszty nie trenujemy.
Wynik tuż po godzinie gry ustalił Sergi Samper, który wykorzystał rzut karny. Lublinianie wywalczyli jedenastkę po tym, jak jeden z rywali zagrał ręką we własnej szesnastce. Goście protestowali, że ręka była przy ciele, ale arbiter ani przez chwilę się nie zawahał.
W końcówce ekipa z Rzeszowa wyszła z kilkoma kontrami. Wywalczyła parę stałych fragmentów gry, a szansę przynajmniej na „zatrudnienie” Igora Bartnika miał Cesar Pena. Kolumbijczyk według zaleceń swojego trenera miał uderzyć na bramkę, ale celnie. Niestety, wyszło pełnie inaczej, bo futbolówka poszybowała nad siatką na… pobliski balon.
– Uważam, że to były dobre zawody w naszym wykonaniu. Na naszych zasadach od początku wyszliśmy wysokim pressingiem i przez 10 minut powinniśmy zdobyć jednego gola. Zabrakło wykończenia. Cieszy, że zawodnicy, którzy grali ostatnio mniej dostali szansę i robili wszystko, żeby ją wykorzystać. Oczywiście, miejsc jest 11 do grania, dlatego ważne są takie mecze z wartościowym rywalem. Paru zawodników u nas odpoczywało, paru leczy kontuzje. Cały mecz pod nasze dyktando, nawet jak były momenty, kiedy graliśmy w niskim pressingu, to przeciwnik nie stworzył zagrożenia pod naszą bramką. Może było pół sytuacji po stałym fragmencie – ocenia Przemysław Jasiński, drugi trener Motoru.
Niespodziewanie w zespole żółto-biało-niebieskich pojawił się testowany zawodnik. To Brazylijczyk Lucca Guimaraes, który zagrał całą drugą połowę i pokazał się z dobrej strony. Był aktywny w pressingu, potrafił kilka razy przechwycić piłkę i na pewno zostanie z drużyną do następnego tygodnia.
– To chłopak z Brazylii, 2006 rocznik. Nie jest łatwo dla 18-latka wyjechać na drugi koniec świata. Jest u nas od środy, będzie w przyszłym tygodniu. To na pewno zawodnik dynamiczny, dobrze czujący się z piłką i odważny w graniu. Będziemy mu się jeszcze przyglądać i zastanowimy się co dalej. Pozytyw jest taki, że bardzo płynnie rozmawia po angielsku, a to nie jest oczywistością dla Brazylijczyków. Poza tym to także: inteligentny, bardzo ambitny chłopak, który ma coś w sobie. Czy na tyle, żeby zostać? Zobaczymy. Pozycja? W naszym modelu numer osiem – wyjaśnia trener Jasiński.
Motor Lublin – Stal Rzeszów 2:0 (1:0)
Bramki: Wełniak (15), Samper (62-z karnego).
Motor Lublin: Rosa (46 Bartnik) – Stolarski (46 Wójcik), Rudol (46 Bartos), Lewandowski (60 Murzacz), Romanowski, Ndiaye (46 Palacz), Gąsior (46 Samper), Kubica (46 Simon), Scalet (46 Lucca), van Hoeven (60 Kraska), Wełniak (32 Caliskaner, 74 Kubica).
Stal: Bąkowski – Koczera, Paśko, Kościelny, Wachowiak, Piotrowski, Postupalsky, Gujda, Pena, Bała, Gaża oraz Raciniewski, Blejwas, Kaczówka, Leniart.