Rozmowa z Przemysławem Jasińskim, asystentem trenera w sztabie Motoru Lublin
- Ile trwa trening Motoru na boisku?
– To zależy, ale myślę, że w okresie przygotowawczym, to jest do 1,5 godziny. W okresie startowym, czasem 45 minut, jak robimy trening dwa dni przed meczem. Poza tym powiedzmy maksymalnie do 80 minut.
- A ile czasu trzeba spędzić przy komputerze, żeby to wszystko przygotować?
– Ciężko to policzyć, ale na pewno zdecydowanie więcej. Trzeba też brać pod uwagę wszystkie osoby, które pracują. Był moment, że ja rzeczywiście starałem się to liczyć, ale przestałem, bo to niczemu nie służyło. Możemy przykładało założyć, że ja spędzam 8 godzin. Trener Rasmus Jansson 8 godzin, Robert Kazubski 8 godzin, Gert Remmel 6 godzin, a do tego jeszcze Marcin Zapał, trener bramkarzy 4 godziny. Jak się to wszystko doda, to na pewno wyjdzie spory wynik. Po to jednak sztab jest tak rozbudowany i będzie jeszcze bardziej, żeby pracę rozłożyć, podzielić. To nie jest robota dla jednego człowieka. My też jesteśmy ludźmi, a trzeba przecież wyjść na trening w pełni sił, żeby te treści przekazać i zrealizować na odprawie i treningu. Nie można być wykończonym. Dlatego bardzo ważne jest rozdzielenie pracy. Po to zachodnie kluby mają taką strukturę: analityków, statystyków, żeby dostarczali dane, a trenerzy mogli je dopasować do modelu treningowego.
- Wychodzi na to, że piłka nożna nie jest już prostą grą...
– Trzeba pamiętać, że trening, to przedostatni krok, a efektem finalnym jest mecz. Żeby proces treningowy dobrze przygotować, to trzeba poświęcić sporo czasu, żeby z tych 80 minut przeznaczonych na trening, wycisnąć jak najwięcej. Jedno to czas na boisku, a druga rzecz, to efektywne wykorzystanie tego czasu. My się staramy zoptymalizować pracę, żeby poświęcić optymalny czas na daną fazę, aby funkcjonowała ona podczas meczu. Przeanalizowaliśmy w tej rundzie, w jaki sposób wygrywaliśmy mecze. W pierwszej części sezonu mieliśmy bardzo mało strat piłki w centralnym sektorze i mieliśmy wysokie posiadanie piłki z: Lechią, Koroną, GKS i Puszczą. Do tego dobrze wyglądał counter pressing. Dobrze wyglądaliśmy z Jagiellonią i Śląskiem, było dużo wbiegnięć za linię obrony i dużo wejść w pole karne. Ten ostatni czas, czyli Pogoń, Piast i Zagłębie, to z kolei najlepsze xG na strzał, czyli znajdowaliśmy te najlepsze pozycje do uderzenia. Wymieniałem fazę ataku, ale to jest związane też z fazami przejściowymi i fazą bronienia. Przeanalizowaliśmy, ile minut poświęciliśmy na te aspekty przed tymi meczami. Przykładowo, jeżeli chodzi o blokowanie strzałów, to jesteśmy najlepsi w lidze, bo blokujemy około 34 procent strzałów, a trenujemy, to w takiej formie 6 minut. Skoro jesteśmy w tym najlepsi w lidze i robimy to dobrze, to nie potrzebujemy robić tego 10 minut, ale nie możemy zmniejszyć czasu, jaki na to poświęcamy do 4 minut. W ten sposób przeanalizowaliśmy pewne aspekty w poszczególnych fazach gry, ile potrzebujemy czasu, żeby to miało wymierny efekt w meczu. Zoptymalizowaliśmy, ile czasu potrzeba, aby nie mieć prostych strat – 18 minut ćwiczeń, budowanie niskie i otwarcia – 32 minuty, moment przyśpieszenia – 24 minuty, itd. Oczywiście, to będzie ewoluować, nawiązuję po prostu do pytania, cała sztuka, to tak ten czas zoptymalizować, żeby na tyle minut, ile mamy w tygodniu zbalansować te akcenty piłkarskie i motoryczne, żeby na końcu w meczu, jak najwięcej funkcjonowało dobrze.
- W dzisiejszej piłce nawet w czwartej lidze wiele klubów korzysta już z dronów. Czym w takim razie dysponuje klub z ekstraklasy?
– Dostępność do danych, to jest jedno. Nas wyróżnia to, że prawidłowo staramy się je interpretować. Można liczyć wszystko, ale my liczymy te dane, które mają wpływ na nasz proces treningowy. Taka jest nasza filozofia: nie liczymy tylko po to, żeby liczyć, a później powiedzieć: tu było więcej, a tu mniej. Jeżeli mamy za mało odbiorów na połowie rywala i tendencja jest zniżkowa, to znaczy, że trzeba na to poświęcić więcej czasu. Jeżeli nasze xG na strzał, czyli miejsce uderzenia jest niskie, to trzeba nad tym pracować, bo dzięki temu prawdopodobieństwo wygrania meczu będzie większe. My analizujemy treningi, dużo rzeczy liczymy, a ekstraklasa daje nam to, że mamy dużo danych na żywo. Widzimy, kto i ile tworzy xG czy xA, czyli oczekiwane asysty. Albo, ile kto wchodzi w pole karne, a kto często traci piłkę.
- Jesteście w stanie aż tyle rzeczy analizować na bieżąco podczas meczu?
– Mamy wyraźny podział. Są cztery laptopy, każdy trener ma określone zadanie – ja odpowiadam za bronienie. Rasmus za atakowanie, a trener bramkarzy odpowiada za otwarcie gry i budowanie niskie. Trener Gert śledzi za to liczby. Widzi, że ktoś w ostatnich pięciu minutach ma np. sporo strat i może to jest sygnał, żeby go zmienić. Konsultujemy to wszystko z trenerami motorycznymi, którzy też mają podgląd na żywo. Podchodzą i mówią, że dany zawodnik wykręca 120 swojego maksa, więc może mieć moment, że za jakieś 5-10 minut mówiąc kolokwialnie „spuchnie”. Ta zmiana nie wynika z tego, że biegał za mało, tylko, że dał z siebie tyle i prognozujemy, że może potrzebować zmiany.
- To wszystko brzmi, jak granie w Football Managera, tylko z dostępem do jeszcze większej bazy danych...
– Do tego zmierza futbol. Ileś tam lat temu jeździło się konno, potem były proste samochody, a teraz mamy takie systemy, które przy zmianie pasa potrafią odbić, jeżeli znajduje się tam inny pojazd. Tak, jak inne aspekty, piłka też idzie do przodu. To wszystko jest po to, żeby dać sobie, jak największe prawdopodobieństwo na zwycięstwo. Trzeba mieć świadomość, że piłka nożna, to dyscyplina, w której to czy piłka odbija się od słupka do środka czy na zewnątrz, ma wpływ na wynik końcowy, a to czasem bardzo losowa sytuacja. Można do tego dorobić wiele tez, bo na końcu wynik się obroni. Jedno małe zdarzenie może mieć olbrzymi wpływ na całokształt. Jak w siatkówce zepsuje się serwis, to zamiast 25:20 wygra się 25:21. W tenisie, jeżeli jeden punkt ucieknie, to jest jeszcze sporo czasu, w koszykówce tak samo. W piłce jeden błąd ma olbrzymią wagę. To działa też w drugą stronę. Ta losowość jest spora. A skoro jeden błąd ma taką wagę, że łatwo dorobić tezę, pod wszystko, bo się wygrało. My skupiamy się na tym „performance”, czyli jak gramy, jak wyglądamy. Wiemy, że na przestrzeni jednego meczu, czy dwóch szczęście i przypadek może mieć duży wpływ, ale nie pojedziemy na nim całego sezonu. Skupiamy się nad aspektami, na które mamy wpływ, czyli jak wyglądamy w poszczególnych fazach, staramy się dochodzić do sytuacji, w których prawdopodobieństwo zdobycia gola lub uniknięcia bramki będzie większe, a co za tym idzie prawdopodobieństwo wygranej będzie większe.
- Przykładem tego szczęścia lub pecha chyba może być Samuel Mraz. Na początku sezonu obijał słupki i poprzeczki, marnował dogodne sytuacji, a w jednym meczu, jak trafił do bramki, to i tak był spalony. Czy to, że nagle zaczął strzelać było spowodowane innym treningiem i byliście w stanie poprawić jego celność o te 10 cm?
– My robimy podsumowania w każdej przerwie na kadrę. Po siedmiu kolejkach patrzyliśmy na xG Samuela. Trener Gert powiedział, że to świadczy o tym, że zacznie strzelać. Wiadomo, że zawodnik też się frustrował, że nie wpadało. My też chcieliśmy, żeby zamieniał te okazje na bramki. Problem byłby jednak dopiero w momencie, w którym miałby dwa gole z dwóch sytuacji po ośmiu meczach. To by świadczyło o tym, że nie dochodzi do sytuacji. A skoro jest tych okazji dużo, to prawdopodobieństwo wzrasta. Dlatego byliśmy spokojni. Do tego doszedł trening indywidualny, ale innego rodzaju. Dlaczego wszystko liczymy, to właśnie jeden z przykładów. Trener Rasmus przeanalizował wszystkie strzały Samuela w tym sezonie. Ile było prawą nogą, ile lewą, głową, wszystko. Wyszło, że oddaje dużo uderzeń z woleja, a w treningu dostawał piłki głównie na głowę i po ziemi. Dlatego zaczęliśmy rzucać mu także piłki po koźle. Wiadomo, że to nie jest policzalne, jak bardzo to wszystko pomogło i nie dowiemy się tego. Zbiór tych wszystkich małych rzeczy spowodował jednak, że Samuel zaczął zamieniać sytuacje na bramki. Oczywiście trend też się odwrócił, wcześniej obijał słupki, a teraz w tych sytuacjach strzela, ale też są sytuacje, w których nie trafia, to jest normalne. My cieszymy się z tego, że zachowaliśmy spokój w pewnym momencie i nie panikowaliśmy, nie szukaliśmy nerwowych rozwiązań, bo statystyki pokazywały, że zacznie strzelać i tak się stało.
- Jak się w ogóle zbiera te wszystkie dane? Nagrywacie i analizujecie wszystkie treningi, ale czy musicie też pewne rzeczy liczyć „na piechotę”?
– Zdecydowanie tak. Nadal przydaje się kartka papieru. Oglądanie treningu to jedna strona. Druga, to programy, które nam pomagają, jak: Opta i Wyscout. Z tego pierwszego dane są wprowadzane na żywo. To jest monitorowane z kamer i robi to komputer. Dodatkowo współpracujemy jeszcze z paroma osobami z zewnątrz, które wysyłają raporty pomeczowe, które są przeznaczone typowo pod nasz model i pod to, na co my zwracamy uwagę. Opta i Wyscout są bardziej ogólne, a my chcemy jeszcze efektywniej z tych danych korzystać, dlatego potrzebujemy dodatkowych liczb. Przykładowo: ile razy w przeciągu 5 sekund odebraliśmy piłkę po stracie, bo mamy taką zasadę. Dlatego współpracujemy z pewnymi osobami, które tworzą dla nas te raporty. Te osoby też można doliczyć do liczby godzin poświęconych na przygotowania, abyśmy mogli jednym kliknięciem wszystko sprawdzić. Ja liczę np. w jaki sposób przeciwnik wyszedł spod pressigu, czy przez pojedynek, czy przez brak zebrania drugiej piłki itd. Robię to po to, żebyśmy nie rozmawiali o jednej sytuacji, która nam zapadła w pamięć. Może się okazać, że to była jedna sytuacja w meczu, a nie że mamy problem ogólny. Chcemy iść w tym kierunku, bo jak jest loteria, w której mamy 20 losów, a wygrywa jeden, to lepiej wyciągnąć 12, a nie tylko jeden. Chcemy tych kartek wyciągać, jak najwięcej, żeby rezultat końcowy był korzystny. Wiadomo jednak, że czasem możesz wyciągnąć 19, a i tak nie trafisz i przegrasz mecz. My dajemy sobie jednak, jak najwięcej szans.