Po dwóch porażkach Motor w ostatniej chwili przechylił szalę na swoją stronę i pokonał Śląsk Wrocław 2:1. Jak spotkanie oceniają szkoleniowcy?
Jacek Magiera (Śląsk Wrocław)
– Zacznę od 2016 roku. Cieszę się, że wtedy kiedy Motor rozpoczął walkę o powrót do ekstraklasy ta walka zakończyła się happy-endem. Gratulacje dla całej społeczności, życzę sukcesów. Co do meczu, analizy nie zrobię na szybko, to nie takie proste. Mogę powiedzieć, że pięć minut w pierwszej połowie i 15 minut w drugiej dobrej gry Śląska to za mało, żeby wygrać. To pierwszy raz, kiedy prowadziliśmy w ekstraklasie, ale nie dowieźliśmy wyniku do końca. Motor był bardziej zdeterminowany w każdym elemencie, żeby to zwycięstwo wydrzeć. Trudno opisać co czuję. Prowadzimy do 80 minuty, potem w 98 jest gol na 2:1 i niesamowita euforia po jednej stronie, a u nas smutek. Przeżywaliśmy takie emocje w poprzednim sezonie i wiem, jak się czują trenerzy, którzy przegrywali w takich okolicznościach. Przegraliśmy mecz i to jest najtrudniejsze. Postawiliśmy na skład złożony z zawodników, z którymi pracuję od dłuższego czasu plus Kuba Świerczok.
– Zawsze jesteśmy rozliczani z wyniku, a my po 8 meczach mamy 4 remisy i 4 porażki. Chcieliśmy wygrać, ale nawet 1:1 było wynikiem, który napawałby optymizmem i na tej podstawie można było coś budować. Porażka zmienia percepcję i sposób myślenia. Potrzebny jest wstrząs i ocena sytuacji, trzeba postawić na zawodników, którzy sobie z tą sytuacją poradzą, a nie takich, którzy się będą chować po kątach. Było kilka zalążków, ale to za mało. Motor był bardziej zdeterminowany. W większości pojedynków tak to wyglądało z mojej strony.
Mateusz Stolarski (Motor Lublin)
– Rozpiera mnie duma biorąc pod uwagę trzy ostatnie mecze Motoru. Może ze Stalą spotkanie było bardziej rwane. Często powtarzam, żeby zaufać tej drużynie i procesowi. Kiedy pojawiają się małe zwątpienia, chociaż dostajemy duże wsparcie od kibiców, ale i społeczności wokół Motoru. Kiedy pojawia się jakieś małe zawahanie, to włącza się tryb niezniszczalni 3 i idziemy w kierunku zwycięstwa. Z całym szacunkiem dla Śląska, zwycięstwa zasłużonego. Śląsk stworzył dwie bardzo groźne sytuacje, ale my cały czas napieraliśmy. To jest największa siła zespołu: grasz dwa mecze bardzo dobre, nie możesz tracić entuzjazmu. Grasz trzeci mecz bardzo dobry, ale dostajesz bramkę do szatni. Ja wchodząc do szatni widziałem dalej podniesione głowy. Powiem szczerze, że ja miałem małą chwilę zwątpienia. Poprosiłem zespół, żeby wyprowadzili mnie z błędu kiedy się pojawi i po raz kolejny to zrobili. Duży szacunek dla nich. Atakują skrzydłami, wchodzą środkiem, wchodzą 46 razy w pole karne przeciwnika. Każdy, kto interesuje się statystykami, to olbrzymia liczba. Oddają dużo strzałów, to już nie Motor dośrodkowujący, ale zagrażający na różne sposoby. Kontrolują mecz poprzez asekurację ofensywną, nieźle zmieniają stronę na połowie przeciwnika, mógłbym wymieniać wiele rzeczy, które się wydarzyły i się zgadzały. Cieszę się, że tym razem zgadza się również wynik. Fantastyczny beniaminek z Katowic, o którym się słyszy ma tyle samo punktów, co Motor Lublin, który ma wahania formy.
Ulga po zwycięstwie...
– Jest duża ulga, bo czasem, kiedy robisz coś dobrze, to potrzebujesz dodatkowego bodźca i ten bodziec był nam potrzebny. Ja niepotrzebnie dałem sobie wkręcić, że jest jakiś kryzys. Dwie porażki to normalna sytuacja. Zaczęło się wątpić w ten zespół, a dwie porażki to rzecz normalna. Wygraliśmy przekonująco mimo że strzeliliśmy bramkę w ostatniej minucie. Mam nadzieję, że będziemy dalej się napędzać, bo czeka nas fantastyczne spotkanie przy Bułgarskiej. Też z naszymi fanami, którzy się licznie, jak zwykle wybierają na wyjazd. Cieszymy się, że dostaliśmy taki fajny bodziec do pracy. Po drodze mamy Puchar Polski i mam nadzieję, że ta wygrana nas napędzi na dwa ostatnie spotkania przed przerwą reprezentacyjną.
Stałe fragmenty gry Motoru...
– Było ich bardzo dużo i powinniśmy z nich więcej wykreować. Parę piłek zatrzymywało się na pierwszym zawodniku. Przyjrzymy się temu, w czym był problem, bo Śląsk mógł się na to przygotować. Strzeliliśmy po stałym fragmencie, więc ogólny bilans jest pozytywny.
Nieobecność Sebastiana Rudola...
– Potrzebowaliśmy Najmy na ten mecz, a „Rudi” grał od dechy do dechy wszystko. Nasza filozofia opiera się na tym, że stwarzamy miejsce tym, którzy pracują, którzy są w dobrej dyspozycji. Cieszę się, bo mam trzech solidnych stoperów i kto by nie grał, to w dobrej dyspozycji jakość nie spada. Jeżeli chodzi o prawą obronę, to Paweł miał dobre wejście w Mielcu. Filip grał 78 plus 90, jeżeli chodzi o mecz z Jagiellonią. Zdecydowałem się na Pawła, bo dobrze wyglądał w treningach, a rywalizacja jest bardzo ciekawa. Paweł oddal to solidnym spotkaniem. Mam Wuja mam Stolara, potem Marka, Najmę i Rudiego oraz Filipa Lubereckiego i Krystiana Palacza. Naprawdę to nie jest duża różnica, kto z nich występuje, ale prezentują dzięki temu dobry poziom. Jeżeli ktoś ma lekki kryzys lub zawahanie, to jest kolejny i się wspierają nawzajem. Mathieu Scalet ostatnio nie wchodzi, jest „Gąska”, który dał ostatnio bardzo dobrą zmianę. Sergi, jak to Sergi wszedł bardzo dobrze i myślę, że to jest siła tej drużyny. Czasem narzekamy czego nie mamy, a ja mam bardzo dużo.
Chwila zawahania trenera...
– Średnie wejście w drugą połowę, nie ustrzegliśmy się błędu, a Śląsk miał rzut wolny. Wyskoczył napastnik zza pleców stoperów, nie było komunikacji. Czasem się wypowiadam o kontrowersyjnych decyzjach przeciwko nam, a tym razem spodziewaliśmy się czerwonej kartki. Sędzia miał taką możliwość. To był nasz słabszy moment, najbardziej się pojawił, kiedy atakowaliśmy, ale brakowało kroku. Cieszę się, że zespół wziął to na siebie i to mój problem, że miałem chwilę zawahania, a nie zespół.