Po trzech kolejkach Górnik miał na koncie zaledwie jeden punkt. Czy ktoś mógł wtedy przypuszczać, że rundę jesienną łęcznianie zakończą na czele tabeli? Tym bardziej, że dopiero za pięć dwunasta nowym trenerem został Jurij Szatałow, zespół budowany był w ostatniej chwili, a nawet już po rozpoczęciu sezonu.
– Zespół sklecony został w jeden miesiąc, ale najważniejsze, że był doświadczony. Dlatego tylko kwestią czasu było kiedy wreszcie odpali.
Słabym punktem łęcznian była wąska kadra, a tym samym jakość rezerwowych. W tej sytuacji w trakcie rundy do drużyny dołączyli Paweł Zawistowski i Patrik Mraz, którzy szybko stali się zawodnikami podstawowego składu. Jurij Szatałow też musiał szybko korygować niektóre swoje decyzje.
Na pewno błędną było wysłanie na ławkę Prusaka. Doświadczony golkiper błyskawicznie odzyskał miejsce w wyjściowej jedenastce i okazało się, że Górnik w całej rundzie stracił najmniej bramek, zaledwie jedenaście. Szansę w trakcie jesieni otrzymał także Marcin Kalkowski, wcześniej skutecznie pomijany. Zastąpił na środku obrony Lukasa Bielaka.i poradził sobie w pierwszoligowych realiach.
Zaplecze ekstraklasy to poligon doświadczalny dla każdego zespołu i piłkarza. Tutaj nie ma sentymentów, a rola faworyta ciąży każdemu jak kula u nogi. Nikomu nie jest łatwo ustabilizować formę w dłuższym okresie. Kto potrafi tego dokonać, szybki pnie się w górę tabeli. Uważany za kandydata numer jeden do awansu Bełchatów, też w końcu dostał zadyszki, tracąc prowadzenie na samym finiszu.
Wykorzystał to Górnik, wygrywając trzy mecze z rzędu i nie ponosząc porażki w ośmiu ostatnich kolejkach. Na drugą lokatę wskoczył natomiast GKS Katowice, odbudowany przez Kazimierza Moskala.
– Bełchatów wcale nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia i w tej chwili nie uważam go za zespół, który mógłby spokojnie awansować do ekstraklasy. Jest kilka innych lepszych, np. Miedź Legnica – twierdzi kapitan Veljko Nikitović.
„Zielono-czarni” zostali samotnym liderem, ale za swoimi plecami czują oddech grupy innych pretendentów do ekstraklasy. Mimo to pierwsza lokata zobowiązuje i najwyższa pora, aby otwarcie postawić sobie ambitny cel. Koniec zasłaniania się różnymi tłumaczeniami, teraz oczy całej ligi zostaną zwrócone na Łęczną.
I trzeba umieć poradzić sobie z większą presją i odpowiedzialnością. A pierwszy poważny test już w najbliższa niedzielę. Na stadion przy Al. Jana Pawła II przyjedzie GKS Tychy, który po rządami Jana Żurka przebił z roli outsidera do środka tabeli. Wystarczyło nie przegrać w sześciu spotkaniach z rzędu. W tej lidze nie można nikogo zlekceważyć, a już na pewno takiego rywala.
– W tej chwili jest dobrze, ale za kilka dni może być jeszcze lepiej, jeśli wygramy i zejdziemy na zimę na pierwszym miejscu – tłumaczył Serb po ograniu 3:0 Stomilu Olsztyn.
– O wiośnie jeszcze nie mówmy, poczekajmy na ostatnią kolejkę. Możemy mieć bardzo dobrą pozycję startową, ale rok temu Flota Świnoujście miała jeszcze korzystniejszą. Oczywiście trudno nie mówić o awansie, jeśli zajmuje się pierwszą lokatę. Walczymy o ekstraklasę i mówię to otarcie w imieniu drużyny.
Na pewno temu zespołowi jeszcze trochę brakuje. Dużo będzie zależało od trenera Szatałowa i decyzji dotyczącej wzmocnienia drużyny. Bo chcemy być jeszcze silniejsi. Pierwszy i ostatni gracz z naszej kadry powinien dać z siebie wszystko Górnikowi – kończy Nikitović.