W trzech kolejkach Górnik wygrał jeden mecz i doznał dwóch porażek. W łęczyńskim klubie na początku sezonu spodziewano się zdecydowanie lepszych wyników. – To nie jest apteka i nikt nie poda od razu gotowego lekarstwa – uspokaja trener Mirosław Jabłoński.
A przecież tydzień później beniaminka zdemolowało Podbeskidzie Bialsko-Biała (0:5). Za identyczne rezultaty pracę właśnie stracił trener Pogoni Szczecin – Piotr Mandrysz. W Łęcznej nie zanosi się na trzęsienie ziemi, choć prezes Krzysztof Dmoszyński dał do zrozumienia, że piłkarze już ponieśli pewne (finansowe?) konsekwencje.
Czy Górnik wreszcie zacznie grać na miarę oczekiwań? Czas ucieka, a w Łęcznej wciąż utyskuje się na brak zgrania i skuteczności. A temu przecież służył okres przygotowawczy.
– Każdy zespół ma takie problemy, również Odra, z którą przegraliśmy ostatnio – przyznaje Mirosław Jabłoński. – Szkoda, że nie wykorzystaliśmy swoich sytuacji, bo pewnie teraz nie rozmawialibyśmy o innych kłopotach. Ale na to nie ma gotowych recept. Niestety, trochę za długo trwało testowanie nowych zawodników.
W Wodzisławiu w składzie gości zagrał już Tomas Pesir. Czech nie strzelił gola, ale śledząc jego statystyki, trudno liczyć, że będzie typem egzekutora. Znacznie więcej oczekiwano po grze Nildo, a zwłaszcza Adriana Paluchowskiego. Ten drugi, sprowadzony z Legii Warszawa, wciąż nie może trafić do bramki, chociaż akurat on nie powinien narzekać na brak dogodnych okazji.
– Kiedy Paluchowski zacznie strzelać gole? Też go o to zapytałem – mówi szkoleniowiec Górnika. – Odpowiedział, że w najbliższym czasie. Nie wiem, czy Adrian usiądzie na ławce. Każdego może to spotkać, bo po to jest konkurencja.
W ostatnim spotkaniu drużyny rezerw Grzegorz Szymanek zdobył bramkę, lecz sytuacji miał znacznie więcej. Liczyłem też na Kamila Stachyrę, ale wyraźnie się zagubił. Pesir? W spotkaniu z Odrą byłem zadowolony z jego występu. Nie miał czystych okazji, ale dobrze współpracował z pomocnikami.
Jednak nie tylko napastnicy krytykowani są za swoją postawę. Równie dużo zastrzeżeń jest do gry skrzydłami, a błędy zaczęły się także mnożyć w obronie. Mimo to w sobotę z Katowicami pole manewru wcale nie będzie dużo szersze. Na transfery już się nie zanosi.
– No chyba, że coś trafi – podkreśla prezes Dmoszyński. W normalnych zajęciach uczestniczy Wallace Benevente, a Krzysztof Kazimierczak i Paweł Magdoń pracują tylko indywidualnie. Wszyscy za to czekają na powrót Sławomira Nazaurka. – Dopiero wznowiłem treningi, więc nie wiem, czy zdążę na najbliższy mecz – odparł boczny pomocnik.
– Z Odrą liczyłem na Eivinasa Zagurskasa, ale po grze w swojej reprezentacji, nie był dobrze przygotowany – dodaje Jabłoński. – Zabrakło mu sił, nie podołał pod względem agresywności. Nie chcę, żeby z Sławkiem Nazarukiem było podobnie.
A z Katowicami znowu zanosi się na walkę, jak z każdym przeciwnikiem w tej lidze. My chcemy grać ładnie, w piłkę, a inni nie patrzą na środki. Dlatego musimy zwrócić na to większą uwagę, podobnie jak na dyscyplinę taktyczną. W tej lidze bez determinacji nie ma czego szukać.