Górnik bezbramkowo zremisował na własnym stadionie z Kolejarzem i powinien być z tego wyniku zadowolony. W ostatnim meczu rundy jesiennej "zielono-czarni” zadrwili ze swoich kibiców. Zademonstrowali im koncert – jak nie powinno grać się w piłkę nożną.
– Przed meczem ten punkt wzięlibyśmy w ciemno. A teraz jesteśmy zawiedzeni – stwierdził na konferencji prasowej.
Górnik przystąpił do ostatniego akordu jesieni mocno osłabiony. Kilku zawodników znowu nie mogło wystąpić na swoich pozycjach, co nie wyszło nikomu na dobre. Na przykład Adrianowi Bartkowiakowi bok obrony.
Jednak w ten sposób nie da się wytłumaczyć i zrozumieć tego, co wydarzyło się w piątkowy wieczór. Tak zdegustowanej łęczyńskiej publiczności nie było nawet po porażkach.
Gospodarze mieli kłopot w każdym elemencie piłkarskiego abecadła. Problemem Nildo było nawet utrzymanie równowagi.
– To chyba nie jest Brazylijczyk. On nawet nie umie przyjąć piłki, a każdy Brazylijczyk to potrafi – zastanawiał się jeden z kibiców. Podopieczni Mirosława Jabłońskiego nie byli w stanie wymienić nawet kilku celnych podań, o stworzeniu sytuacji bramkowej nie wspominając.
Nie biegali (a jeśli już, to wolniej od rywali), nie walczyli, sprawiali wrażenie ludzi zesłanych na przymusowe roboty. Kolejarz, na tle Górnika, był zespołem prezentującym inną kulturę gry – wyższą.
Dlatego piłkarze ze Stróż mogą pluć sobie w brody, że do przerwy nie wypunktowali miejscowych. A mieli ku temu okazje Bartłomiej Socha, Mariusz Mężyk i Witold Cichy, po strzale którego piłkę z linii bramkowej wybił Rafał Niżnik.
W drugiej części "zielono-czarni” wreszcie wypracowali sobie okazje. Jednak Dejan Miloseski fatalnie spudłował, a Tomas Pesir, choć znalazł się w sytuacji sam na sam, niepotrzebnie podawał do stojącego na pozycji spalonej Adriana Paluchowskiego.
A w 68 min po uderzeniu Miloseskiego, piłka po rękach bramkarza trafiła w słupek. Szkoda, że od pierwszej minuty trener nie zdecydował się wystawić Grzegorza Szymanka. A gdy w końcu ten pojawił się na murawie, to na boku pomocy.
Kolejarz też odpowiedział swoimi szansami, w tym Tomasza Ciećki. Na szczęście Sergiusz Prusak był pewnym punktem w łęczyńskiej ekipie.. Bo wszystko mogło zakończyć się jeszcze gorzej.
Górnik Łęczna – Kolejarz Stróże 0:0
Kolejarz: Lisak – Walęciak, Cichy, Księżyc, Szufryn, Madejski, Ciećko (82 Stefanik), Lipecki, Gryźlak, Mężyk (62 Broź), Socha.
Żółte kartki: Niżnik (Górnik) – Księżyc (Kolejarz).
Sędziował: Marcin Szrek (Kielce). Widzów: 1000.