Brazylia – Australia 2:0 (0:0)
SKŁADY
Brazylia: Dida – Cafu, Lucio, Juan, Roberto Carlos – Emerson (72 Gilberto Silva), Ze Roberto, Kaka, Ronaldinho – Ronaldo (72 Robinho), Adriano (88 Fred).
Australia: Schwarzer – Neill, Moore (69 Aloisi), Popovic (40 Bresciano), Culina – Emerton, Chipperfield, Grella, Cahill (56 Kewell), Sterjovski – Viduka.
Żółte kartki: Cafu, Ronaldo, Robinho (Brazylia) – Emerton, Culina (Australia).
Sędziował: Markus Merk (Niemcy). Widzów: 66 000.
Brazylia jest kolejną ekipą, która zapewniła sobie awans do
1/8 finału MŚ. Dwa zwycięstwa w dwóch meczach na papierze wyglądają efektownie, ale obrońcy tytułu, zarówno we wcześniejszym meczu z Chorwacją, jak
i w niedzielę z Australią męczyli się niemiłosiernie.
W pierwszej połowie Australijczycy, prowadzeni przez znakomitego holenderskiego szkoleniowca Guusa Hiddinka, nie ustępowali „Canarinhos”, a momentami byli nawet lepsi. To oni narzucali tempo gry i mieli więcej dogodnych sytuacji bramkowych. Już w piątej minucie szansę na pokonanie Didy miał Mark Viduka, ale Brazylijczyk obronił strzał australijskiego napastnika. Tuż przed upływem pół godziny gry groźnie uderzał Jason Culina, jednak ponownie udanie interweniował bramkarz Milanu. W doliczonym czasie gry wprowadzony chwilę wcześniej Marco Bresciano mając znakomitą okazję minimalnie chybił.
Brazylijczycy nie potrafili sobie poradzić z agresywnie grającymi rywalami, którzy atakowali ich zaraz po przekroczeniu połowy boiska. Strzałów z dystansu próbowali Kaka, Adriano i Ronaldo, ale byli bardzo nieskuteczni. Wręcz niebywałe wydaje się, że przez pierwsze 45 minut Brazylijczycy nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę Marka Schwarzera.
Druga połowa rozpoczęła się idealnie dla podopiecznych Carlosa Alberto Parreiry. W 49 min za sprawą dwóch najbardziej krytykowanych przez media zawodników Brazylijczycy objęli prowadzenie – Ronaldo podał do stojącego tuż przed polem karnym Adriano, a ten uderzeniem z 18 metrów pokonał Schwarzera. Dla napastnika Interu Mediolan było to pierwsze trafienie na tym mundialu. Z podniesionymi w górę rękami pobiegł do linii bocznej i tam razem z kolegami z boiska i z ławki rezerwowych cieszył się wykonując „kołyskę. W ten sposób dedykował gola urodzonemu w miniony piątek w Rio de Janeiro synowi Adriano Juniorowi.
Po stracie bramki Hiddink zareagował dwoma zmianami. Zespół zaczął grać bardziej ofensywnie i raz za razem stwarzał groźne sytuacje po bramką Didy. Australijczycy nie mogli jednak wbić piłki do siatki. Najbliżej strzelenia wyrównującego gola był Harry Kewell, który w zamieszaniu w polu karnym rywali nie trafił w pustą bramkę.
Widząc to Parreira wprowadził na boisko szybkiego Robinho, który przez 20 minut przeprowadził więcej groźnych akcji niż Ronaldo przez 70. Końcówka była pasjonująca. W 80 minucie Dida z najwyższym wysiłkiem bronił uderzenie Bresciano. Chwilę później Kaka po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Ronaldinho trafił w poprzeczkę. Na chwilę przed zakończeniem regulaminowego czasu gry Brazylijczycy przeprowadzili rozstrzygającą akcję. Wprowadzony przed momentem Fred podał do Robinho, ten z dystansu strzelił w słupek, ale poprawka Freda była skuteczna.
Japonia – Chorwacja 0:0
Japonia: Kawaguchi –Kaji, Miyamoto, Nakazawa, Santos –Ogasawara, Nakata, Fukunishi (46 Inamoto), Nakamura – Takahara (85 Oguro), Yanagisawa (61 Tamada).
Chorwacja: Pletikosa – Simic, Kovac, Simunic – Srna (87 Bosnjak), Tudor (70 Olic), Kovac, Babic –Kranjcar (78 Modric) – Klasnic, Prso.
Żółte kartki: Miyamoto, Kawaguchi, Santos (J) – Kovac, Srna.
Sędziował: Frank de Bleeckere (Belgia). Widzów: 41 000.
Miał być mecz o być albo nie być, wyszło bezbarwnie. Japonia zremisowała bezbramkowo z Chorwacją. Tym samym szansę obu zespołów na wyjście z grupy znacznie zmalały. Po tym, co zaprezentowali wczoraj Chorwaci, ich przedmundialowa porażka z Polską nie była wypadkiem przy pracy.
Przez pierwszy kwadrans oba zespoły badały wzajemnie siły, nie chcąc zaryzykować odkrycia się. Z biegiem czasu jednak ich akcje zaczęły nabierać tempa. Nie mogło być kalkulacji. Oba zespoły zawaliły swoje pierwsze grupowe starcia. Spotkanie było więc meczem z nożem na gardle.
Słońce zaświeciło mocniej dla Chorwatów w 21 min. Dado Prso został sfaulowany w polu karnym przez Tsuneyasmu Miyamoto i Frank de Bleeckere mógł z czystym sumieniem wskazać na wapno. Szczęściu należy jednak dopomóc. Wykonawca jedenastki Dario Srna wybrał ten sam róg, co bramkarz Kawaguchi. Wyśmienita sytuacja dla Chorwatów nie została zamieniona na bramkę. W pierwszych 45 minutach Chorwaci wypracowali sobie zdecydowanie więcej klarownych okazji do zdobycia gola. Cóż z tego, skoro, nie potrafili wykorzystać nawet rzutu karnego.
Po zmianie stron do bardziej zdecydowanych ataków ruszyli Japończycy.
Po jednym z nich przed pustą bramką stanął Atsushi Yanagisawa i tylko on jeden wie, jak w takiej sytuacji nie strzelić gola. W 62 min groźną sytuację stworzyli Chorwaci. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego z prawej strony boiska najwyżej w polu karnym do piłki wyskoczył Simunić, ale ta minęła lewy słupek bramki Kawaguchiego.
Piłkarze obu stron próbowali przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, ale w każdej z akcji ofensywnej razili niedokładnością. Na minutę przed zakończeniem spotkania w pole karne Chorwacji wpadł Alessandro Santos, zagrał w środek, ale tam nie było żadnego z partnerów.
W doliczonego czasie gry podopieczni Kranjcara wyprowadzili kontrę. Olic źle zagrał do Prso i Chorwaci stracili ostatnią szansę na strzelenie gola w tym bezbarwnym widowisku.