Tyszowce, miasto, z którego bliżej jest do Lwowa niż Lublina. Dotychczas znane przede wszystkim z zawiązanej w 1655 roku konfederacji tyszowieckiej. Od niedawna jego chlubą jest także Huczwa, Najpopularniejsza Drużyna na Lubelszczyźnie.
– W ubiegłym roku obchodziliśmy sześćdziesięciolecie istnienia, więc to dla nas taki spóźniony prezent – wyjaśnia Stanisław Gomoła, prezes klubu.
To idzie nowe
Cztery lata temu, wraz z jego przyjściem, rozpoczął się najbardziej udany okres w dotychczasowej historii Huczwy. Drużyna wywalczyła awans do zamojskiej klasy okręgowej. Dziś kibice mają do dyspozycji 200 krzesełek pod zadaszoną trybuną, a zawodnicy nową szatnię i klubowy budynek.
– To nie tylko moja zasługa. W Tyszowcach zjawili się ludzie, którym naprawdę zależy na zespole. Na wyróżnienie zasługują przede wszystkim: wiceprezes Bogdan Bzdyra, sekretarz Jerzy Gąsior, kierownik Janusz Zarębski, członkowie zarządu Roman i Grzegorz Marszalcowie, a także skarbnik Andrzej Antoszewski oraz trener Jacek Paszkiewicz. Dużo zawdzięczamy również burmistrzowi i Radzie Gminy, którzy bardzo nas wspierają – wylicza prezes.
Jacek, jeszcze wrócisz
Z osobą szkoleniowca wiąże się ciekawa historia. Gdy odchodził z Huczwy, jeszcze jako zawodnik, do Spartakusa Szarowola, prezes powiedział mu: Jacek, jeszcze do nas wrócisz.
I wrócił. Teraz zbliżając się już ku końcowi piłkarskiej kariery, stawia wszystko na "trenerkę”. – Dobrze robi. Trzeba przyznać, że ma papiery na pracę w tym zawodzie – ocenia Gomoła. – To człowiek z niezwykłym charakterem i trenerskim nosem. Posiada umiejętność przekonywania zawodników do rzeczy niemożliwych. Są gotowi pójść za nim w ogień.
– To facet z jajami. Wie, kiedy krzyknąć, a kiedy pochwalić. Poza boiskiem może być świetnym kolegą, ale na murawie czy w szatni jest wyłącznie szkoleniowcem. I wszystkich traktuje w równy sposób – mówi jeden z zawodników ale… nie przedstawia się. – Bo Jacek nie lubi słodzenia. Gotów na mnie jeszcze za to nawrzeszczeć.
O kibicach słów kilka
Huczwa to jednak nie tylko działacze i trener, ale także kibice. Zdaniem prezesa, są oni najważniejszym elementem całej układanki. – Atmosfera, jaką wytwarzają podczas spotkań, niesie zespół. Widząc ich, aż chce się pracować, są dla nas motywacją, aby ciągle coś zmieniać na lepsze – mówi. – Takich sympatyków nie powstydziłoby się wiele drużyn z wyższych klas rozgrywkowych. Trzeba przyznać, że ma rację. Tak licznego grona fanów nie posiada żaden zespół z okręgówki. Tylko w Tyszowcach złamana została magiczna bariera tysiąca osób na jednym spotkaniu. No i ponad dwa tysiące sms-ów wysłanych w naszym plebiscycie.
Ale nie zawsze było tak kolorowo. W 1948 roku, gdy powstawała drużyna, jeszcze pod nazwą Tyszowianka, jej los interesował zaledwie garstkę ludzi. Całkowita zapaść nastąpiła w latach siedemdziesiątych, kiedy zespół wycofał się z rozgrywek.
Coś zaczęło dziać się dopiero 1976 roku. Wtedy grupa zapaleńców reaktywowała zespół, który przystąpił do rozgrywek C-klasy.
Ambitne plany
Teraz cele drużyny to awans do czwartej ligi. W tym momencie Huczwa do liderującego Kryształu Werbkowice traci cztery punkty, ale nie jest to przewaga nie do odrobienia. Tym bardziej że czas działa na korzyść "biało-zielonych”.
– Jesteśmy dopiero na początku budowy zespołu. Jeżeli dobrze przepracujemy okres zimowy, zgramy się i poprawimy największe mankamenty, to awans nie powinien stanowić problemu – kończy trener Paszkiewicz. A to dopiero początek, bo ambicje Najpopularniejszej Drużyny Lubelszczyzny są znacznie większe.