Górnik Łęczna latem tego roku przeszedł gruntowną przebudowę, a jej głównym architektem był Pavol Stano, który po odejściu z klubu jego legendy – Veljko Nikitovicia – poza funkcją trenera wziął na siebie również rolę dyrektora sportowego. Jesień w wykonaniu zielono-czarnych miała różne fazy. Zaczęło się od mało efektownej gry i zwycięstw by później przez długi okres sytuacja się odwróciła. Rezultaty były gorsze, a postawał piłkarzy całkiem niezła. W końcówce roku udało się jednak wrócić do strefy barażowej
Powiedzieć, że po zakończeniu poprzedniego sezonu w Górniku działo się wiele, to jakby nie powiedzieć nic. Po przegranym półfinałowym meczu barażowym o PKO BP Ekstraklasę z Motorem Lublin informację o odejściu z Łęcznej przekazał Veljko Nikitović. A kiedy były piłkarz, a następnie prezes i ostatnio dyrektor sportowy – słowem ikona zielono-czarnych – oznajmia, że żegna się z klubem musi to powodować niepokój. Nikitović po sezonie 2023/2024 stwierdził, że z Górnikiem doszedł już do ściany i niebawem znalazł zatrudnienie jako dyrektor sportowy w Arce Gdynia (gdzie swoją drogą radzi sobie jak dotąd bardzo dobrze).
Prezes Maciej Grzywa i trener Pavol Stano zostali więc przed obecną kampanią bez dyrektora sportowego, ale się nie załamali. Dużą odwagą wykazał się właśnie słowacki szkoleniowiec Górnika, który tymczasowo przejął wakat i jako trener oraz dyrektor zaczął poszukiwania zawodników. Latem Górnik przeszedł więc gruntowną przebudowę, a co za tym idzie kibice mieli pewne podstawy do niepokoju. W sparingach wyniki napawały optymizmem, ale nie od dziś wiadomo, że sparingi to jedno, a walka o punkty coś zupełnie innego. Dlatego, jak zwykle wszystko i tak miało zweryfikować boisko.
W pierwszej kolejce Górnik pojechał do Stalowej Woli na mecz z tamtejszą Stalą. Fani liczyli na zwycięstwo w meczu z nielubianym rywalem. Beniaminek Betclic I Ligi prezentował się na murawie lepiej od Górnika i wydawało się, że strzeli gola i zainkasuje trzy punkty. Tak się jednak nie stało, bo w doliczonym czasie gry bramkę na wagę zwycięstwa strzelił Damian Warchoł. Dlaczego o tym wspominamy? Trenerzy od dawna jak mantrę powtarzają, że dobre wejście w sezon w postaci wygranej (niekoniecznie w pięknym stylu) jest kluczowe w kontekście kolejnych spotkań. Górnik „wymęczył” zwycięstwo w Stalowej Woli, ale dzięki temu drużyna zyskała jeszcze więcej pewności siebie. Efekt? W kolejnych pięciu meczach łęcznianie: pokonali u siebie Stal Rzeszów, wywalczyli remis w Łodzi z tamtejszym ŁKS, pokonali na swoim stadionie Polonię Warszawa, wygrali w dramatycznych okolicznościach z Pruszkowie ze Zniczem, a następnie wywieźli trzy punkty z Gdyni pokonując Arkę wspomnianego wcześniej dyrektora Nikitovicia.
Po świetnym początku rozgrywek coś jednak w grze łęcznian się zacięło. Adam Deja i spółka byli co prawda blisko zdobyczy punktowej na Stadionie Śląskim w Chorzowie, ale ostatecznie ulegli Ruchowi. Potem trzy punkty w Łęcznej zgarnęła Miedź Legnica dowodzona przez Ireneusza Mamrota, a więc trenera, którego w Górniku zastąpił Pavol Stano. Następnie Górnik zaliczył cztery remisy z rzędu (z Kotwicą Kołobrzeg na wyjeździe, Wartą Poznań u siebie, Chrobrym Głogów w gościach i Odrą Opole w Łęcznej). Kolejnym rywalem była krakowska Wisła. Kibice Górnika przed spotkaniem byli pełni obaw tymczasem zielono-czarni niespodziewanie pokonali na swoim stadionie Białą Gwiazdę 1:0. Wydawało się więc, że po takim zwycięstwie drużyna pójdzie za ciosem i przywiezie trzy punkty z Siedlec, w starciu z mającą ogromne kłopoty z wygrywaniem Pogonią. Łęcznianie prowadzili na wyjeździe po golu Fryderyka Janaszka, ale w doliczonym czasie gry trzy punkty zabrał im Karol Podliński – były zawodnik Górnika, który w Łęcznej miał ogromne kłopoty ze skutecznością.
Kolejne spotkania? Domowa, zasłużona porażka z liderem tabeli Bruk Bet Termaliką Nieciecza, wyjazdowy remis z Wisłą Płock i podział punktów w Łęcznej w starciu z GKS Tychy. Po tym ostatnim starciu jesienna formalnie dobiegła końca, ale do rozegrania pozostały jeszcze dwa spotkania z rundy rewanżowej. I jak się niebawem okazało dla Górnika było to jak najbardziej na rękę. Podopieczni trenera Stano najpierw pokonali u siebie „Stalówkę”, a następnie efektownie ograli jej imienniczkę z Rzeszowa i zimę spędzą na szóstym miejscu w tabeli.
Przed piłkarską wiosną bilans zielono-czarnych to osiem zwycięstw, tyle samo remisów i zaledwie trzy porażki co daje im 32 punkty. Patrząc na to, że pół roku temu drużyna była budowana w zasadzie od podstaw nie można być niezadowolonym. Jednak z drugiej strony – gdyby Górnik z ośmiu zremisowanych meczów chociaż dwa-trzy spotkania przechylił na swoją korzyść (a były ku temu okazje) to w Łęcznej mieliby jeszcze więcej powodów do optymizmu.
We wcześniejszych latach w Łęcznej często zimą decydowano się na kadrowe rewolucje, które niekoniecznie wychodziły drużynie na dobre. Teraz wydaje się, że Górnik powinien poszukać kilku wzmocnień stawiając na jakość, a nie ilość. Rozsądne wzmocnienie kadry powinno sprawić, że łęcznianie wiosną będą groźni dla każdego. I choć na miejsce dające bezpośredni awans szanse są nikłe (osiem punktów straty do drugiej Arki i aż 13 do lidera z Niecieczy) to zajęcie miejsca w czołowej szóstce jest jak najbardziej realne. Pod warunkiem jednak, że wiosną zdecydowanie mniej meczów z udziałem zielono-czarnych zakończy się remisami.