Dwie najlepsze defensywy w grupie czwartej na... remis. KSZO i Wisła podzieliły się punktami. Goście prowadzili już 2:0, ale w końcówce dali sobie wydrzeć zwycięstwo.
Do tej pory oba zespoły w tym sezonie straciły tylko po dwie bramki. W pierwszej połowie lepiej spisywała się jednak formacja obronna drużyny Jacka Magnuszewskiego. A na dodatek Duma Powiśla była też skuteczniejsza w ataku. Chociaż niewiele działo się pod obiema bramkami. W 23 minucie dobrze w polu karnym zachował się Łukasz Kacprzycki, który ładnym strzałem otworzył wynik. Tuż przed przerwą po akcji Piotra Zmorzyńskego o mały włos na 0:2 nie trafił Szymon Stanisławski.
Już w 55 minucie puławianie dopięli swego. Po rzucie rożnym w polu karnym KSZO świetnie znalazł się Jakub Poznański i to stoper Wisły podwyższył prowadzenie przyjezdnych. Niestety, Wisła zbyt długo się nie cieszyła. Świetne wejście do gry zaliczył Piotr Jedlikowski. Trzy minuty po pojawieniu się na boisku znalazł się sam przed Pawłem Sochą i nie zmarnował świetnej szansy, zaliczając kontaktowe trafienie.
Gol na 1:2 spowodował, że gospodarze uwierzyli, że mogą jeszcze powalczyć przynajmniej o jeden punkt. I rzeczywiście to im się udało. W 87 minucie kolejny ze zmienników – Michał Grunt wykończył dośrodkowanie kolegi celnym strzałem głową.
W doliczonym czasie gry drugie „żółtko” obejrzał Arkadiusz Maksymiuk i Wisła musiała kończyć zawody w osłabieniu. „Kszoki” nie miały już jednak czasu, żeby przechylić szalę na swoją korzyść i obie ekipy musiały się zadowolić remisem.
ZDANIEM TRENERÓW
Jacek Magnuszewski (Wisła Puławy)
– Trudno powiedzieć coś sensownego po takim meczu i po tym, co się wydarzyło w Ostrowcu Świętokrzyskim. Kontrolowaliśmy wydarzenia boiskowe, graliśmy mądrze, a na dodatek zdobyliśmy dwie bramki. Przeciwnik nie miał żadnych argumentów, żeby cokolwiek nam zrobić. Wiedzieliśmy jednak, że rywale to zespół, któremu nie można dać się rozpędzić, czy poczuć krwi. Uczulałem zawodników, że cały czas musimy być konsekwentni. Niestety, po dziwnej sytuacji zrobiło się 2:1, a za chwilę młyn na boisku. KSZO ruszyło do przodu, my nie mogliśmy utrzymać piłki z przodu po kontuzji Szymona Stanisławskiego. Pod naszą bramką robiło się gorąco i zrobiło się 2:2. Mam pretensje, że nie szanowaliśmy piłki. Narażaliśmy się na rekontry i bardzo żałujemy końcowego wyniku. Ciężko przełknąć to co się stało, ale musimy to zaakceptować i pracować dalej.
Marcin Wróbel (KSZO Ostrowiec Świętokrzyski)
– Nam brakowało przede wszystkim doświadczenia o podjęciu decyzji o oddaniu strzału lub lepszym podaniu. Tak naprawdę przy golu na 2:1 nie było tam żadnego przypadku, tak chcieliśmy zagrać. Po końcowym gwizdku mogę powiedzieć, że spotkały się dwa wyrównane zespołu. Więcej jakości miała drużyna z Puław jednak wszystko weryfikuje boisko. To było kolejne spotkanie, w którym goniliśmy wynik. Znowu wyciągnęliśmy zawody na remis, dlatego słowa uznania dla chłopaków, bo zostawili na boisku sporo zdrowia. Wykonali kawał dobrej roboty, coś się tworzy i coś zaczyna się dziać pozytywnego z piłką w tym mieście. Mam nadzieję, że sprawimy jeszcze dużo radości naszym kibicom.
KSZO Ostrowiec Świętokrzyski – Wisła Puławy 2:2 (0:1)
Bramki: Jedlikowski (61), Grunt (87) – Kacprzycki (23), Poznański (55).
KSZO: Zacharski – P. Cheba, Kardas, Dybiec, D. Cheba (90 Mężyk), Łokieć, Madej, Burzyński (68 Mąka), Puton (79 Kapsa) Smuczyński (58 Jedlikowski), Bełczowski (46 Grunt).
Wisła: Socha – Barański, Pielach, Poznański, Król, Szymankiewicz, Maksymiuk, Zmorzyński (80 Szczotka), Kacprzycki (71 Litwiniuk), K. Puton (70 Popiołek), Stanisławski (69 Mażysz).
Żółte kartki: Pielach, Maksymiuk (Wisła).
Czerwona kartka: Maksymiuk (Wisła, 90+4 min, za drugą żółtą).
Sędziował: Jan Pawlikowski (Poronin).