ROZMOWA Z Michałem Paluchem, piłkarzem Motoru Lublin
- Emocji w meczu z Sokołem było mnóstwo, ale chyba najważniejsze, że udało się zdobyć trzy punkty...
– Takie wygrane smakują najlepiej. Przegrywaliśmy 0:1 i nie było łatwo odwrócić losów meczu. Wiemy, że każda drużyna, która do nas przyjeżdża się cofa i koncentruje się na obronie. Sokół w defensywie wyszedł nawet pięcioma zawodnikami. Ciężko gra się w takich meczach. Mieliśmy swoje sytuacje, ale ich nie wykorzystaliśmy. A na dodatek głupio straciliśmy gola. Przed pierwszym gwizdkiem wiedzieliśmy, że rywal będzie groźny tylko ze stałych fragmentów gry. Pozytyw to zmiennicy. Bo daliśmy impuls. Jesteśmy zadowoleni, bo trzy punkty musiały zostać w Lublinie.
- Ty też możesz być zadowolony. Okazałeś się idealnym dżokerem...
– Cieszę się bardzo z tego gola. Brakuje mi bramek, a wiadomo, że nawet jak trener wpuszcza mnie na 10, 20 czy 30 minut to wymaga, żebym strzelał, bo jestem napastnikiem i z tego jestem rozliczany. Cieszę się, że strzeliłem i że pomogłem drużynie. O to chodzi. Jest nas 20 w kadrze i nawet, jak dostanie się szansę przez pięć minut, to trzeba pokazać, że się na nią zasługiwało.
- Skąd tak duża agresja na boisku? Skakaliście sobie do gardeł kilka razy...
– Trudno powiedzieć. Na pewno te awantury były niepotrzebne. Było trochę bijatyki i dużo nerwów. Rywale często kładli się też na boisko, ale wiadomo, że jak ktoś u nas strzeli gola, to później zaczyna grać na czas. Tym razem to się zemściło na gościach, bo zdołaliśmy jeszcze strzelić dwie bramki i wygrać.
- Potrzebowaliście takiego meczu po Krakowie...
– Nie ma już sensu wracać do tego co działo się w meczu z Hutnikiem. Było co było. Ja jako zawodnik mogę obiecać, że to się już nie powtórzy. Teraz całym serduchem będziemy walczyli o to, żeby Motor był tam, gdzie powinien, czyli na szczycie tabeli.
- Kolejny raz u siebie wygrywacie, ale znowu po dramatycznym spotkaniu...
– Też chcielibyśmy strzelić trzy gole i zagrać sobie spokojny mecz. Jak widać tak się jednak nie da. Jak tak spojrzeć z boku, to na Arenie każda drużyna gra mecz sezonu. Widać, że nikt się nie położy i cały czas trzeba dawać z siebie 100 procent. Kibice obejrzeli mecz pełen emocji, ale i my mamy nadzieję, że w kolejnych tygodniach jednak będziemy punktowali w mniej dramatycznych okolicznościach.
- Strzeliłeś ważnego gola na 1:1, ale trzeba też dodać, że do końca walczyłeś o piłkę i zarobiłeś dla zespołu rzut rożny, z którego padła zwycięska bramka...
– Zgadza się, wywalczyłem ten róg. To jednak nie ma znaczenia. Wszyscy daliśmy z siebie 100 procent. Cieszy bardzo to, że od 60-70 minuty zaczęliśmy dominować. To widać, że drużyny w końcówkach padają, a my podkręcamy tempo i coraz bardziej naciskamy na przeciwników. Można powiedzieć, że to był kolejny mecz, kiedy wygraliśmy końcówką.
- Lepiej czujesz się wchodząc z ławki, czy jednak grając od początku?
– Każdy woli grać od początku. Ja raczej też. Z drugiej strony wychodzi mi chyba lepiej, kiedy pojawiam się na boisku z ławki rezerwowych.