Trener Motoru Marcin Sasal chciał w zimie pozyskać pięciu zawodników. Na razie żółto-biało-niebiescy przeprowadzili cztery transfery. Wydawało się, że zespół wzmocni także Ernest Dzięcioł ze Stomilu Olsztyn. Ostatecznie kluby nie doszły jednak do porozumienia
Dzięcioł zwiększyłby rywalizację, jeżeli chodzi o młodzieżowców. Zawodnik urodzony w 1998 roku już w sezonie 2015/2016 grał na poziomie I ligi w barwach Pogoni Siedlce. Trenerem tej drużyny był... Marcin Sasal. 17-letni wówczas piłkarz zaliczył 13 występów na zapleczu ekstraklasy i zdobył jednego gola.
Następne rozgrywki Dzięcioł spędził już w drugoligowej Legionovii Legionowo, ale znacznie częściej wchodził na boisko z ławki rezerwowych. Uzbierał jednak 15 spotkań. W obecnych rozgrywkach wrócił do I ligi i zakłada koszulkę Stomilu Olsztyn. W rundzie jesiennej udało mu się jednak zagrać tylko w pięciu meczach. W sumie wyszło 256 minut na boisku.
– Chcieliśmy wzmocnić pozycję młodzieżowca. Przeciwko Górnikowi zagrało tylko trzech takich zawodników. Nasza drużyna CLJ też musiała wystąpić w optymalnym ustawieniu. Dodatkowo Szymon Kamiński rano miał trening, bo jeszcze fizycznie nie wygląda na tyle dobrze, żeby odgrywał znaczącą rolę – wyjaśnia trener Sasal.
Dodaje też, że nie jest zwolennikiem przepisu, który nakazuje grę młodym graczom. – Młodzieżowcy cały czas żyją tym przepisem, który wymyślił pewien pan bodajże w 2011 roku. I będą się tym zadowalać, że mają taki status. Nagle to się jednak skończy i będzie problem z graniem. Jest wiele takich przykładów. Od samego początku, jak jeszcze pracowałem w Szczecinie nie byłem zwolennikiem tego przepisu i nadal nie jestem. Jeżeli ktoś umie grać w piłkę to się obroni. A my mamy ewidentny problem, jeżeli chodzi o młodzież. Chcieliśmy ściągnąć Ernesta Dzięcioła ze Stomilu Olsztyn. Nie doszliśmy jednak do porozumienia z jego klubem. Zawodnik chciał, menedżer chciał, ale klub się nie zgodził – tłumaczy szkoleniowiec ekipy z Lublina.
Wyjaśnia również, że problem z młodzieżowcami jest głębszy. – Szkoda, że nic z tego nie wyszło. Ernest był zdecydowany, żeby przyjść do Motoru, ale kiedyś popełnił błąd. Podpisał 1,5 roczny kontrakt i teraz jest niewolnikiem klubu. Sądzę, że jest też niewolnikiem tego przepisu. Ktoś go wpuści na boisko na 10 minut, żeby nabić punkty w systemie promujących młodych graczy. Takich przypadków w Polsce też jest więcej. Trzeba się nad tym zastanowić, bo to jest kasowanie niektórych piłkarzy zanim oni jeszcze zaczną grać w piłkę – wyjaśnia opiekun żółto-biało-niebieskich. – Ernest w I lidze grał już trzy lata temu. To jeden z przypadków wyhamowania karier sportowych. U nas sprawa jest identyczna. Jeżeli skończą się zawodnicy z 97 rocznika, to trzeba będzie szukać w 98, żeby wypełnić status młodzieżowca. To dla mnie kompletnie niezrozumiała sytuacja – dodaje trener Sasal.