Co to był za mecz! Górnik II prowadził z Orlętami Łuków 2:0, ale po godzinie gry przegrywał 2:3. Z trzech punktów na koniec i tak cieszyła się drużyna z Łęcznej, która ostatecznie rozbiła beniaminka... 6:3
Po 17 minutach zanosiło się na pogrom. Najpierw po centrze z rzutu rożnego Aarona Stasiaka wynik otworzył Mohamed Essam. Niedługo później ten pierwszy sam wpisał się na listę strzelców. Tymczasem w 20 minucie Szymon Łukasiewicz zaliczył kontaktowe trafienie i na przerwę podopieczni Roberta Różańskiego mogli schodzić z nadziejami na wywalczenie jakichś punktów.
Po zmianie stron goście szybko wynik 1:2 zamienili na 3:2. W obu sytuacjach mieli trochę szczęścia, bo tuż zza pola karnego strzelali: Michał Purzycki i Konrad Kurowski. Piłka po rykoszetach myliła jednak Patryka Rojka i lądowała w siatce. Zielono-czarni wcale nie załamali się jednak takim obrotem sprawy. Efekt? Między 73, a 80 minutą aż cztery razy pokonali bramkarza rywali. Dwie z tych bramek zdobyli po wrzutkach z rzutów rożnych, zresztą wcale nie najlepszych wrzutkach. W międzyczasie każda z ich akcji siała spustoszenie w defensywie rywali. Essam i Stasiak w sumie zdobyli po dwa gole, a do tego dołożyli jeszcze po jednym strzale w poprzeczkę. Pecha miał ten drugi zawodnik, bo po jego próbie piłka trafiła w plecy bramkarza i jakimś cudem nie wpadła do siatki.
– Mieliśmy zdecydowaną przewagę od pierwszego do ostatniego gwizdka. Szczerze mówiąc ani przez chwilę, nawet przy wyniku 2:3 nie martwiłem się o końcowy rezultat. Nie mogliśmy tego przegrać. Praktycznie cały czas pod bramką rywali było groźnie. W sumie trzy razy przymierzyliśmy w poprzeczkę, bo przed przerwą zrobił to Marcin Pigiel. Bardzo dobrze wyglądaliśmy w ataku pozycyjnym i mieliśmy łatwość w konstruowaniu akcji. Szkoda straconych goli, ale mieliśmy trochę pecha. Zwłaszcza przy drugiej i trzeciej bramce dla Orląt. Patryk szedł w jedną stronę, a piłka po rykoszetach wędrowała w drugą – ocenia Jacek Fiedeń, trener Górnika II.
Trener przyjezdnych miał pretensje do swoich graczy przede wszystkim o stale fragmenty gry. – Wiadomo, że jak wyciąga się wynik z 0:2 na 3:2, to trzeba to uznać za pozytyw – przekonuje Robert Różański. – Jeżeli marzy się o osiągnięciu korzystnego wyniku, to nie można jednak zachowywać się przy stałych fragmentach gry tak, jak my w Łęcznej. Nie pilnowaliśmy rywali zbyt uważnie i stąd bramki na 3:3 i 4:3 dla przeciwnika. I to w przeciągu kilku minut. Szkoda, jest lekki niedosyt, bo przez chwilę pachniało niespodzianką, a skończyło się naszą wysoką porażką – dodaje popularny „Robson”.
Górnik II Łęczna – Orlęta Łuków 6:3 (2:1)
Bramki: Essam (7, 75), Stasiak (17, 80), Pigiel (73), Świeca (77) – Łukasiewicz (20), Purzycki (52), Kurowski (63).
Górnik II: P. Rojek – Bronowicki (60 Pacek), Jaroszyński, M. Fiedeń (80 Grzelak), Pigiel, Cielebąk (55 Świeca), Olszewski, J. Rojek, Orysz (75 Popko), Essam, Stasiak.
Orlęta: Karpiński – Czerski, Bulak, Goławski, M. Ebert, Siemieniuk, Kierych (58 Matuszewski), Sowisz (85 Machniak), Skwarek (77 Rożen), Purzycki (55 Kurowski), Łukasiewicz.
Żółta kartka: Goławski (Orlęta).
Sędziował: Marcin Kluk (Zamość).