To się nazywa odwrócenie losów spotkania. Lublinianka przegrywała u siebie z Ładą Biłgoraj 0:1, ale wygrała ostatecznie... 7:1. Goście na pewno nie zasłużyli na tak wysoką porażkę jednak po czwartym golu zupełnie zeszło z nich powietrze.
Ostre strzelanie w 36 minucie rozpoczął Jurij Perin. Łada prowadziła na Wieniawie i kibice zgromadzeni na stadionie po raz kolejny przeżywali deja vu. Ileż to razy piłkarze Grzegorza Białka nie potrafili wykorzystać przewagi własnego boiska? Tym razem najczarniejszy ze scenariuszy się jednak nie sprawdził.
W 41 minucie Piotr Mazurek zagrał ręką we własnym polu karnym i sędzia wskazał na „wapno”. Do piłki podszedł Paweł Bielak, a po chwili znowu mieliśmy remis. 120 sekund później zamroczeni mocnym ciosem goście leżeli na deskach. Jakub Baran świetnie zszedł ze skrzydła do środka boiska i w sytuacji sam na sam dał prowadzenie Lubliniance.
Drugą część spotkania goście rozpoczęli mocnym akcentem i mogli błyskawicznie wyrównać. Perin świetnie dośrodkował, a Damian Chmura z pięciu metrów nie trafił w bramkę. Zamiast remisu niedługo później było 3:1 dla gospodarzy. Drugi raz arbiter zdecydował się podyktować jedenastkę, o co przyjezdni mieli pretensje. Bielak wygrał pojedynek jeden na jeden i obrońca Łady ratował sytuację faulem. Sam poszkodowany nie miał problemów, żeby drugi raz wpakować piłkę do siatki.
W kolejnych fragmentach było więcej spokoju, ale po czwartym golu Wiktora Bogusza goście rzucili już ręcznik. Lublinianka całkowcie zdominowała wydarzenia na boisku i z łatwością dobijała bezradnego rywala. Dwa trafienia zaliczył Erwin Sobiech, a jedno dorzucił jeszcze Norbert Pioś. Efekt?
Wygrana w lidze aż 7:1, której na Wieniawie nie widziano ładnych parę lat. W poprzednim sezonie udało się wygrać u siebie tylko trzy razy, a najwyżej 4:0 z LKS Milanów. Musimy się zatem cofnąć aż do 2011 roku. Wówczas grając pod szyldem Wieniawa Lublin gospodarze wygrali ze Startem Krasnystaw 12:1.
ZDANIEM TRENERÓW
Ireneusz Zarczuk (Łada 1945 Biłgoraj)
– Nie pamiętam, kiedy przegrywaliśmy tak wysoko. W okręgówce zdarzyło nam się 2:7, a w poprzednich rozgrywkach traciliśmy po pięć goli. Ta porażka była jednak bardzo niespodziewana. Mieliśmy szansę, żeby wyrównać na 2:2, a za chwilę przegrywaliśmy 1:3. Czwarte trafienie dla rywali kompletnie nas rozbiło i Lublinianka, trzeba im to przyznać z łatwością zdobywała kolejne gole. Daliśmy przeciwnikowi za dużo prezentów i skończyło się dla nas nazywając rzeczy po imieniu laną sobotą.
Grzegorz Białek (Lublinianka)
– Wynik wskazuje, że było nam łatwo o trzy punkty. To jednak nie prawda. To wcale nie był spacerek. Owszem, mieliśmy więcej sytuacji, ale Łada też stworzyła ich kilka. Goście prowadzili, mogli też zaraz po przerwie strzelić na 2:2. Licząc te wszystkie okazje, to mogło się nawet skończyć wynikiem 10:4. Nie wszystko może jednak wpadać do siatki. My cieszymy się nie tylko z wysokiego wyniku, ale i gry. Wcześniej były z tym problemy, ale przeciwko Ładzie naprawdę wyglądaliśmy dobrze. W drugiej połowie wychodziło nam praktycznie wszystko. Złapaliśmy totalny luz i oby tak dalej.
Lublinianka – Łada 1945 Biłgoraj 7:1 (2:1)
Bramki: Bielak (41 i 51-obie z rzutów karnych), Baran (43), Bogusz (72), Sobiech (76, 90+2), Pioś (82) – Perin (36).
Lublinianka: Krupa – Dzyr, Kosiarczyk, Ptaszyński, Stępień (80 Myszka), Skoczylas (75 Pioś), Bogusz, Kamola (85 Kutnik), Sobiech, Baran (60 Milcz), P. Bielak (79 Kośka).
Łada: Szawara – Poliwka (46 M. Bielak), Kuliński, Sobótka, Mielniczek, Misiarz (63 Dycha), Chmura (67 Skubis), Mazurek, Czok, Nawrocki, Perin.
Żółte kartki: Kosiarczyk – Kuliński, Mazurek, Mielniczek.