KS Cisowianka prowadził już ze Stalą Kraśnik 2:0, ale wywalczył w weekend tylko punkt. – Nie oszukujmy się, jest duży niedosyt, bo straciliśmy gola na 2:2 w ostatniej chwili – mówi Łukasz Giza, trener beniaminka.
Kiedy w 70 minucie wracający do składu Karol Kalita podwyższył na 2:0 wydawało się, że beniaminek z Drzewc wskoczy na pierwsze miejsce w tabeli. Inne plany mieli jednak kraśniczanie, którzy grali do końca i za sprawą Patryka Wdowiaka, który zdobył dwa gole jednak w 98 minucie uratowali punkt. A przy okazji zachowali fotel lidera.
– Trudno się nie wkurzać, kiedy w takich okolicznościach traci się punkty. Z drugiej strony szanujemy ten remis, bo graliśmy z liderem, a sami nie mamy wielkich aspiracji. Przed sezonem zakładaliśmy sobie, że chcemy walczyć z każdym i na razie całkiem nieźle nam to wychodzi. Dlatego szkoda, że nie wygraliśmy, ale nie płaczemy, bo z liderem graliśmy w wieli fragmentach, jak równy z równym. Zapominamy już o tym i szykujemy się na kolejnego rywala – dodaje popularny „Gizmen”.
Szkoleniowiec beniaminka przyznaje też, że szybciej można było zdobyć drugiego gola. – Uważam, że w pierwszej połowie byliśmy dużo lepszym zespołem i mieliśmy swoje sytuacje. Gdyby jeszcze przed przerwą padła druga, a może i trzecia bramka, to chyba Kraśnik nie mógłby mieć wielkich pretensji. Po przerwie wiadomo, że broniliśmy się dobrze i długo bardzo mądrze. Przydarzył się jeden błąd, zrobiło się 2:1 i od tego czasu zaczął się chaos. Czasem tak w piłce jest, że jeden moment wszystko zmieni, dlatego piłka jest taka piękna. Kraśnik ten moment wykorzystał, rzucił się na nas i jednak wyrównał – wyjaśnia trener Cisowianki.
Więcej powodów do radości miała oczywiście drużyna lidera, która grała do końca, a remis pozwolił jej zachować fotel lidera. Obecnie niebiesko-żółci wyprzedzają o punkt Start Krasnystaw.
– Cieszymy się, bo nasza drużyna jest ambitna i gra do końca. Udowodniliśmy to w Nałęczowie i pokazaliśmy charakter. W pierwszej połowie brakowało nam jednak realizacji założeń, a przeciwnik dobrze wychodził z kontrami, to był klucz. Uważam jednak, że my też mieliśmy swoje okazje przed przerwą. Długo gospodarze grali bardzo konsekwentnie, a to na pewno będzie trudny teren dla wszystkich drużyn i jeszcze nie jeden zespół straci tam punkty – wyjaśnia Kamil Dydo, opiekun ekipy z Kraśnika.
Trzeba dodać, że szkoleniowiec wykazał się trenerskim nosem, bo na ostatnie pół godziny wpuścił na boisko Patryka Wdowiaka, a ten odwdzięczył się dwoma golami. – Na pewno świetnie wywiązał się z planu, o którym rozmawialiśmy. Cieszymy się jednak przede wszystkim z wyniku, bo graliśmy do końca i w tych okolicznościach naprawdę trzeba to docenić. Nie było łatwo się podnieść, a Cisowianka to dobry zespół – wyjaśnia Dydo.
Jego podopieczni do gry wrócą w niedzielę. Wówczas zmierzą się u siebie z innym beniaminkiem – Ogniwem Wierzbica (godz. 16). Kolejne wyzwanie czeka za to Karola Kalitę i jego kolegów, którzy wybiorą się do Lubartowa na mecz z tamtejszym Lewartem (piątek, godz. 18).