Jeszcze przez kilka dni piłkarze Lublinianki będą się pewnie zastanawiali, jakim cudem przegrali w Rykach? Od początku dominowali, prowadzili 1:0, ale musieli się pogodzić z porażką 1:2. Dla beniaminka to pierwsza wygrana w sezonie
Początek zdecydowanie należał do gości. Drużyna Grzegorza Białka przed tygodniem rozgromiła Ładę aż 7:1. Wydawało się, że pójdzie za ciosem. Szybko świetne okazje mieli: Paweł Bielak i Jarosław Milcz. Nie udało się trafić do siatki, ale lepiej w 22 minucie zachował się Jakub Baran. Zszedł ze skrzydła do środka boiska i w sytuacji sam na sam przymierzył po długim rogu. Kolejne fragmenty? Nadal napór klubu z Wieniawy. Mecz mógł zamknąć Bielak, który najpierw huknął „na siłę” w środek bramki, a potem piłka podskoczyła mu w ostatniej chwili. Na 0:2 mógł też trafić Milcz, ale zamiast gola była tylko boczna siatka.
Tuż przed zejściem do szatni gospodarze wyrównali w szczęśliwych okolicznościach. Zawodnicy z Lublina stanęli, bo myśleli, że sędzia pokaże spalonego. Tymczasem do piłki dopadł Krzysztof Gransztof i posłał ją do siatki. W drugiej połowie goście nie potrafili się pozbierać i grali zdecydowanie gorzej. Mimo to przez chwilę cieszyli się z gola, ale sędzia uznał, że Bielak ostatecznie faulował bramkarza MKS. W 77 minucie doszło do kontrowersyjnej sytuacji. W polu karnym Lublinianki starli się: Rafał Stępień i Gransztof. Akcja toczyła się dalej, ale po chwili boczny arbiter zasygnalizował przewinienie. Werdykt głównego? Rzut karny dla gospodarzy i czerwień dla zawodnika przyjezdnych.
Odpowiedzialność wziął na siebie Dawid Osojca i nie zmarnował świetnej okazji. Później na 3:1 powinien podwyższyć Bartłomiej Bułhak, ale ostatecznie trafił w słupek. – Chwała chłopakom, bo dali z siebie wszystko. Efektem była wygrana z mocną Lublinianką, z której bardzo się cieszymy. Wiadomo, że początek należał do rywali, którzy mieli trzy świetne okazje, a wykorzystali chyba tę najgorszą. Po przerwie to my byliśmy lepsi, nie pozwoliliśmy też przeciwnikowi na zbyt wiele – wyjaśnia Paweł Warda opiekun zespołu z Ryk.
– Początek był tradycyjny w naszym wykonaniu, bo zmarnowaliśmy mnóstwo dogodnych sytuacji. Było też trochę kontrowersji. Szkoda, że nikt nie nagrywał sytuacji z rzutem karnym. Pytałem chłopaków i sędziów o co chodziło. Rafał Stępień tłumaczył, że przeciwnik na niego wpadł. Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Traciliśmy kuriozalne bramki, ale w drugiej połowie zagraliśmy bardzo słabo – mówi Grzegorz Białek, trener klubu z Wieniawy.
MKS Ruch Ryki – Lublinianka 2:1 (1:1)
Bramki: Gransztof (45), D. Osojca (78-z karnego) – Baran (22).
Ryki: Kałaska – Jakubiec (58 Łukasik), D. Osojca, Przybysz, Siwek, Cieślak, Cienkowski, P. Osojca (73 Wasilewski), Gransztof, Bułhak (89 Mateńka), Banach.
Lublinianka: Krupa – Dzyr, Kosiarczyk, Myszka, Stępień, Milcz (64 Skoczylas), Bogusz, Kamola (64 Kuzioła), Sobiech, Baran (73 Pioś), Bielak (71 Kośka).
Żółte kartki: Cieślak – Bogusz, Krupa, Baran.
Czerwona kartka: Stępień (Lublinianka, 77 min, za faul).
Sędziował: Jakub Bancerz (Lublin). Widzów: 150.