Lubelska klasa okręgowa Mecz pomiędzy Ruchem Ryki i LKS Stróża został przerwany w doliczonym czasie gry, bo kibic zaatakował jednego z piłkarza gości
To był doliczony czas gry. Przy linii bocznej doszło do starcia pomiędzy piłkarzami. Takich jest wiele w trakcie każdego spotkania, chociaż w nie zaangażowało się wyjątkowo dużo osób. Nagle z trybun zbiegł jeden z kibiców i uderzył od tyłu Dawida Szczukę, który padł na ziemię – relacjonuje wydarzenia z Ryk Paweł Milewski, opiekun LKS Stróża.
Mecz w Rykach, rozgrywany w ramach lubelskiej klasy okręgowej, miał olbrzymie znaczenie dla obu drużyn. Zarówno miejscowy Ruch, jak i LKS Stróża walczą o uniknięcie degradacji, a atmosferę dodatkowo podgrzewał fakt, że kluby są w tabeli bardzo blisko siebie. Na boisku jednak nie było wątpliwości, bo Ruch pewnie prowadził 4:1. Stróża miała niewiele do powiedzenia, a stać ją było jedynie na honorowe trafienie autorstwa Damiana Kucińskiego. Trzy punkty wywalczone w tym meczu miały dla Ruchu szczególne znaczenie, bo dawały piłkarzom z Ryk poczucie względnego spokoju przed rundą wiosenną. Tak było do momentu doliczonego czasu gry. – Nie widziałem dokładnie tego zdarzenia. Faktem jest, że kibic znalazł się na murawie i zaatakował piłkarza rywali. Nie wiem, czy go popchnął czy go uderzył. Mam nadzieję, że zawodnikowi ze Stróży nic się nie stało. Nie ma co ukrywać, taka sytuacja nie powinna mieć miejsca – przyznaje Sebastian Kozdrój, opiekun Ruchu.
Prowadzący ten mecz sędzia Paweł Komorek przerwał spotkanie, a cała sytuacja została dokładnie opisana w meczowym protokole. – Na stadionie pojawiła się policja, a także pogotowie ratunkowe. Dawid został zabrany karetką, bo pół godziny po zdarzeniu wciąż nie był w stanie utrzymać się na nogach. W szpitalu został zrobiony tomograf. Szkoda, że nie udało się sprawcy zdarzenia zatrzymać na miejscu – dodaje Paweł Milewski.
Konsekwencje tego zdarzenia dla klubu z Ryk mogą być bardzo poważne. Najbardziej banalną karą w tym przypadku zdaje się być ukaranie walkowerem. W takich sytuacjach najczęściej zamyka się jednak stadion, na którym doszło do zdarzenia. – Zdaję sobie z tego sprawę. Moi podopieczni przez 90 minut ciężko pracowali, wygrywali i mieli praktycznie pewne trzy punkty. Ta sytuacja sprawiła, że to niedzielne popołudnie stało się koszmarem. Będziemy musieli ciężko zapłacić za zachowanie jednego nieodpowiedzialnego człowieka. Gra poza Rykami może okazać się dla nas bardzo trudna i kosztowna – dodaje Sebastian Kozdrój.
Sprawą w tym tygodniu zajmie się najprawdopodobniej Wydział Dyscypliny Lubelskiego Związku Piłki Nożnej. Jego posiedzenia odbywają się w środy.