ROZMOWA Z Piotrem Rzepką, szkoleniowcem GKS Bogdanka
– Znów nie da rady ocenić tego jednoznacznie. Jadąc do lidera i stwarzając więcej klarownych sytuacji, trzeba być zadowolonym. Ale należy zadać też sobie pytanie, czy z taką grą przeciwko komuś z dołu tabeli, nie wygralibyśmy pierwszego meczu na wyjeździe. Bo wreszcie zagraliśmy bardzo dojrzale.
• Termalikę też można było ograć. Wystarczyło wykorzystać sytuacje, jakie w końcówce meczu mieli Michał Renusz i Sebastian Szałachowski.
– To były takie piłki meczowe. Bardzo możliwe, że gdyby któraś z nich weszła, wygralibyśmy. Zresztą to już nie pierwsza sytuacja tego typu, gdy w ostatnich minutach mamy świetną okazję i ją marnujemy. W ten sposób uciekło nam już kilka punktów. Że wspomnę tylko mecze z Okocimskim czy Wartą. Do karnych, jakie marnowaliśmy na początku sezonu, nie ma sensu już wracać.
• Pozostajecie bez wygranej na wyjeździe, ale znów udowodniliście, że z tymi zespołami teoretycznie mocniejszymi, to grać potraficie.
– To pokazuje czysto piłkarski potencjał drużyny. Pozostaje kwestia cwaniactwa i doświadczenia. Nigdy nie mogłem narzekać na poziom zaangażowania u moich chłopaków, ale jesteśmy rozliczani z punktów, a tych sporo już straciliśmy. Dzięki takim meczom, jak z Niecieczą, widać jednak, że warto inwestować w tę drużynę. Proszę pamiętać też, że jako jedyny zespół z czołówki poprzedniego sezonu straciliśmy kilka ważnych ogniw. Pozostali wyłącznie się wzmacniali.
• Z dobrej strony pokazują się za to juniorzy. Bartek Wiązowski stał się ważnym elementem zespołu.
– Jakiś czas temu wzięliśmy do siebie sześciu juniorów z rocznika 1994. Wiadomo, w tym roku mieli matura, więc opuścili część treningów, nie zawsze mogli pracować na pełnych obrotach, ale przykłady Michała Palucha i Bartka Wiązowskiego pokazują, że było warto.
• Macie już praktycznie pewne utrzymanie. Nie chodzi panu po głowie, żeby wykorzystać sytuację i jeszcze bardziej ogrywać tych chłopców? Zagrać na przykład na trzech młodzieżowców?
– Spróbowalibyśmy, ale musimy wprowadzać ich z rozsądkiem. Nawet najbardziej utalentowany bokser, gdyby w wieku 20 lat trafił na Tysona, mógłby dostać „ała” i nigdy już się nie pozbierać. Jeżeli któryś z chłopaków w trakcie tygodnia wysyła sygnał, że jest w formie, dostaje szansę w meczu ligowym. Tutaj trochę przeciwko nim działa też przepis o konieczności posiadania młodzieżowca. Juniorzy nie zawsze są gotowi do gry przez 90 minut, szczególnie przy upałach, jakie teraz panują. Wiązowski zszedł w Niecieczy, bo łapały go skurcze. Gdybym wystawił w jednym meczu jego, Palucha i Michała Zubera, to mogłoby się okazać, że żaden nie dograłby do końca. Wtedy mielibyśmy problem.
• Coraz lepiej wygląda też Sebastian Szałachowski. W Niecieczy miał siły, żeby szarpać nawet w końcówce, co wcześniej mu się nie zdarzało.
– A przecież kończył mecz na skrzydle, gdzie tych sił trzeba angażować jeszcze więcej. Sebastian jest strasznym pechowcem, bo odkąd do nas trafił, to nie miał dwóch tygodni, żeby nie opuścił jakichś zajęć. Na szczęście ostatnie jest dużo lepiej. Co prawda piłka nie chce wpadać mu do siatki, ale jak już siądzie, to może strzelić kilka goli w meczu. To taki zawodnik.
• W niedzielę zagracie z Flotą, kolejną drużyną z czołówki.
– Niewiele brakowało, a my też bylibyśmy w czołówce. Według moich wyliczeń straciliśmy głupio 12-15 punktów. Dziś mielibyśmy ponad 50 i proszę samemu odpowiedzieć sobie na pytanie, gdzie byśmy byli. No ale nie ma co gdybać. Piłka to ciężki kawałek chleba, choć oczywiście sprawia nam wielką przyjemność. Na szczęście stajemy się coraz większymi twardzielami. Czas też pracuje na naszą korzyść, tylko szkoda, że sezon się kończy.