Przynajmniej tego wieczoru w Buenos Aires nie rozbrzmiewały melodie tanga. Cała Argentyna pogrążyła się w rozpaczy po porażce piłkarzy Jose Pekermana. Za to niemieccy kibice nadal mogą śpiewać na cały głos: Wir fahren nach Berlin – jedziemy do Berlina. Właśnie tam odbędzie się finał mistrzostw.
Niemcy – Argentyna 1:1 po dogrywce (1:1, 0:0), karne 4:2
Karne: Niemcy – Neuville (+), Ballack (+), Podolski (+), Borowski (+); Argentyna – Julio Cruz (+), Ayala (-, obroniony), Rodriguez (+), Cambiasso (-, obroniony).
SKŁADY
Niemcy: Lehmann – Friedrich, Metzelder, Mertesacker, Lahm – Schneider (62 Odonkor), Frings, Ballack, Schweinsteiger (74 Borowski) –Podolski, Klose (86 Neuville).
Argentyna: Abbondanzieri (71 Franco) – Coloccini, Ayala, Heinze, Sorin – Gonzalez, Mascherano, Riquelme (72 Cambiasso), Rodriguez –Tevez, Crespo (79 Julio Cruz).
Żółte kartki: Podolski, Odonkor, Friedrich (N), Sorin, Mascherano, Rodriguez, Julio Cruz (A).
Sędziował Lubos Michel (Słowacja).
Widzów 72 000.
O wyniku meczu, określanego jako przedwczesny finał, musiały zadecydować rzuty karne. Tradycji stało się zadość. Niemcy w historii piłkarskich mistrzostw świata nigdy nie odpadli z turnieju po „jedenastkach”. A jedynym, który spudłował, był Stielike w spotkaniu z Francją w 1982 roku. Z kolei dla Argentyńczyków to pierwszy przypadek porażki po karnych w historii występów w finałach MŚ. Trudno więc dziwić się nerwowej reakcji pokonanych, którzy pięściami chcieli zrewanżować się za porażkę. Tym bardziej że oliwy do ognia dolał arbiter spotkania, nie dostrzegając ewidentnego zagrania ręką w polu karnym niemieckiego obrońcy.
Niewiele brakowało, by gospodarze kończyli mundial w wygodnych kapciach, przed telewizorem. Grający uważnie „Albicelestes” prowadzili aż do 80 min. Wtedy ruszył niemiecki walec, a wyrównanie zapewnił niezawodny Miroslav Klose. Dla napastnika urodzonego w Polsce był to 5 gol w tym turnieju i 10 w historii jego występów w finałach MŚ. Mecz rozpoczął się od wzajemnego badania. Przez 45 minut żadna z drużyn nie potrafiła stworzyć sobie klarownej sytuacji bramkowej. Doceniając klasę przeciwnika piłkarze nie kwapili się do śmielszych ataków i bardziej od futbolu pachniało szachami.
Dużo ciekawiej zrobiło się dopiero po zmianie stron. W 49 min Argentyna objęła prowadzenie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Juana Riquelme piłkę do siatki strzałem głową skierował Roberto Ayala. Rozgrywający 105 mecz w narodowej drużynie obrońca Valencii musiał być w tej chwili najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Bramka dla „Albicelestes” gwarantowała wzrost emocji. Zaczął się prawdziwy mecz. Gospodarze przestali kalkulować i ruszyli do zdecydowanych ataków. Starania Niemców przyniosły skutek w 80 min. Szturm zakończył wspaniałym strzałem „szczupakiem” Miroslav Klose, a asystował mu Tim Borowski. Regulaminowy czas gry nie wyłonił zwycięzcy. Podobnie jak i dogrywka. Choć na jej początku przeważali Niemcy, w miarę upływu czasu inicjatywę przejmowali Latynosi. W 114 min gospodarze mieli sporo szczęścia. Niewiele brakowało, a Fabricio Coloccini wrzuciłby piłkę za kołnierz Jensa Lehmana, w podobnym stylu, w jakim Ronaldinho pokonał Davida Seamana w Korei, jednak tym razem piłka odbiła się od poprzeczki i opuściła plac gry.
Wojnę nerwów w loterii rzutów karnych wygrali gospodarze. Piłkarze Jurgena Klinsmanna nie mylili się. Strzały Ayali i Estebana Cambiasso zatrzymały się na rękawicach Jensa Lehmana i odesłały Argentyńczyków do boskiego Buenos.