Rozmowa z Karolem Struskim, zawodnikiem Arisu Limassol, wychowankiem Górnika Łęczna świeżo upieczonym reprezentantem Polski
Kiedy dowiedziałeś się, że zadebiutujesz w reprezentacji Polski nie zaatakowały cię nerwy?
– Przed spotkaniem z Łotwą miałem nadzieję na debiut i byłem do tego gotowy. O tym, że wchodzę dowiedziałem się w przerwie. Miałem być gotowy na wejście około 60 minuty. Nie towarzyszył mi stres, tylko bardziej chęć wejścia na boisko i spełnienia jednego ze swoich marzeń.
- Przed meczem z Czechami nie było na to nadziei?
– Na pewno nie było dla mnie zaskoczeniem, że pierwsze spotkanie obejrzałem z trybun. Trener miał swoją koncepcję, mnie w niej nie było. Zostałem dowołany na zgrupowanie, więc ciężko żebym domagał się, by wszystko było na moją korzyść. Poza tym trener rozmawiał ze mną o tej sytuacji. Nie czułem żadnego rozczarowania, tylko byłem szczęśliwy, że mogę być w takim miejscu.
- Trener Probierz jest szkoleniowcem lubiącym wchodzić w interakcje z zawodnikiem?
– Zdecydowanie tak. Z każdym ma bardzo dobry kontakt. Ja od początku wiedziałem czego ode mnie oczekuje. Uważam, że trafia do zawodników i to sprawia, że w drużynie atmosfera jest dobra.
- Na co dzień grasz z Arisem Limassol w Europie. Czy poziom treningu w kadrze zaskoczył cię w jakikolwiek sposób?
– Przeskok jest bez żadnych wątpliwości. Mimo to uważam, że przebywając wśród takich piłkarzy automatycznie podnosisz swój poziom i to działa tylko na korzyść. Myślę, że łatwiej gra się z takimi zawodnikami, a co za tym idzie dużo prościej wkomponować się w zespół.
- Ktoś zrobił szczególne wrażenie indywidualnie?
– Pół roku temu w życiu nie spodziewałbym się, że się tutaj znajdę. Mimo tego treningi na kadrze mają swoją specyfikę. Zwracaliśmy głównie uwagę na taktykę, założenia na mecz, więc ciężko było chwilami ocenić poziom kolegów z zespołu.
- Wrócę do naszej rozmowy sprzed pół roku. Powiedziałeś wtedy, że wyjazd na kadrę z Cypru to ciężkie zadanie. Co się przez ten czas zmieniło, że obecnie jesteś na brany pod uwagę przed tak naprawdę najważniejszymi rozstrzygnięciami eliminacji do Euro 2024?
– Myślę, że to zbieg różnych, szczęśliwych dla mnie, okoliczności. Mam na myśli dwumecz z Rakowem Częstochowa. Gdybyśmy na nich nie trafili myślę, że mniej ludzi zobaczyłoby mnie w akcji. To otworzyło mi szansę na pokazanie się polskiej publiczności. Ten mecz wyszedł mi naprawdę dobrze. Później zapewniliśmy sobie awans do Ligi Europy, co także na pewno dało mi dużo w sferze rozpoznawalności, również w Polsce.
- Grupa w tych rozgrywkach trafiła wam się naprawdę silna, a przy tym prestiżowa. Jak oceniasz spotkania z tymi zespołami, przede wszystkim z Betisem Sewilla. Sam jesteś dużym fanem hiszpańskiej piłki, jak wyglądało spotkanie z nią na boisku?
– Betis zasłużył na zwycięstwo w meczu wyjazdowym. Przy odrobinie szczęścia mogliśmy pokusić się o więcej. Strzeliliśmy im trzy bramki, dwie z minimalnych spalonych. Mieliśmy swoje momenty, ale hiszpańskie zespoły są piekielnie trudnymi rywalami. Zmuszają do biegania za piłką, marnowania sił. Później skrzętnie z tego korzystają i zabijają mecz szybkimi atakami. W pierwszym kwadransie mocno ich przycisnęliśmy, ale nie udało się to zdobyć gola i ostatecznie przegraliśmy 1:4. Na takim poziomie rozchodzi się już tylko o detale.
- Gra na dwóch frontach to duże wyzwanie indywidualnie? Dodatkowo jak radzi sobie z tym zespół, bo przecież Aris też nie ma wielkiego doświadczenia z europejskimi rozgrywkami.
– To mój pierwszy taki sezon i adaptuję się do tego, staram się obserwować siebie i swoje ciało. To na pewno coś nowego i nie ukrywam, że tego czasu na regenerację jest dużo mniej. Do dobrego występu muszę dać z siebie jeszcze dużo więcej, nie tylko pod względem fizycznym. Naszym celem jako drużyny dopóki gramy w pucharach jest trzymać się jak najbliżej czołówki. W sobotę gramy z Apoelem Nikozja w lidze i jeśli go wygramy wracamy na pozycję lidera.
- Ten sezon to też niewątpliwie przełom w twojej karierze. Pierwsze europejskie puchary, pierwsza kadra. Poza obciążeniem fizycznym masz też momenty gdy czujesz się zmęczony emocjonalnie? Jak sobie z tym radzisz?
– Uważam, że pod względem mentalnym poczyniłem ogromny progres. Znam swoją wartość i w każdym meczu wychodzę pewny siebie. Ten rok jest dla mnie zdecydowanie najlepszym w życiu. Nieważne czy to liga, kadra czy europejskie puchary zawsze chcę z siebie dawać maksimum i grać na miarę moich możliwości.
- Twój profil zawodnika dobrze wpasowuje się w obecną reprezentację Polski?
– Uważam, że jestem dużo bardziej zawodnikiem drużynowym niż indywidualnym. Zawsze gram dla drużyny, nie dla siebie. Co za tym idzie mój profil zawodnika znalazłby przełożenie w każdym zespole. Pod względem zrozumienia gry i założeń taktycznych też oceniam się wysoko, także nie ma dla mnie dużej różnicy w jakiej ekipie gram. Myślę, że to właśnie moja spora zaleta jako piłkarza.
- Wracając do meczu z Łotwą. Jak oceniasz swoje ostatnie spotkanie? Jesteś z siebie zadowolony czy raczej podchodzisz krytycznie do debiutu?
– Zdecydowanie to był pozytywny debiut. Temu występowi towarzyszyła cała otoczka, przede wszystkim gra przed publicznością na Stadionie Narodowym, i myślę, że nie mogłem oczekiwać cudów. Wszedłem na boisko z dużą pewnością siebie. W kilku sytuacjach mogłem się zachować lepiej, ale byłem aktywny, nie chowałem się przed piłką i odpowiedzialnością z nią związaną. Myślę, że to była jedna z najważniejszych rzeczy, bo pierwszy mecz w kadrze może człowieka stłamsić, a ja czułem się swobodnie.
- Zagrałeś w europejskich pucharach, zagrałeś w kadrze. Coś jeszcze zostało na liście do odhaczenia?
– Zdecydowanie pozostać w reprezentacji stałe na najbliższe lata.