ROZMOWA Z Sergiuszem Prusakiem, bramkarzem Górnika Łęczna
– Na starcie pojawiły się porażki, nie mogliśmy punktować, ale mimo to atmosfera w zespole była świetna. Wiedzieliśmy, że czas pracuje na naszą korzyść. Na przygotowania mieliśmy tylko miesiąc, więc wszystko musiało zgrywać się już w trakcie rozgrywek. Zdawaliśmy sobie sprawę, że prędzej czy później musi nam odpalić. Cieszymy się, jesteśmy teraz liderem, to bardzo miłe uczucie. Niech teraz inni martwią się w jaki sposób nas prześcignąć.
• Pozycja lidera zobowiązuje, ale też powoduje większe ciśnienie, presję i stres.
– Zgadza się, ale jak ktoś zdecydował się na granie w piłkę, to musi umieć sobie z tym radzić. Poza tym jesteśmy doświadczonym zespołem, większość chłopaków grała już w ekstraklasie i z nie jednego pieca chleb jadła. W tym sezonie udowadniamy, że umiemy radzić sobie z presją. Tak było choćby przed meczem z Tychami, które interesowało tylko bronienie dostępu do własnego pola karnego. Mimo to udźwignęliśmy ciężar. W pierwszej połowie pokazaliśmy kawał dobrego futbolu. Po przerwie, przez pierwsze piętnaście minut, byliśmy zaspani, ale potem znowu narzuciliśmy swoje warunki. I mamy trzy punkty.
• Znaleźliście sposób na Tychy, choć ten zespół ostatnio prezentował się naprawdę dobrze.
– Bardzo zależało nam na zwycięstwie, bo biorąc pod uwagę inne rezultaty, mogliśmy trochę odskoczyć goniącym zespołom.
• Straciliście tylko dwanaście goli, a w ostatnich trzech występach zachowałeś nawet zerowe konto.
– Nasza grze w defensywie funkcjonuje prawidłowo, wszyscy bronimy i wszyscy atakujemy. Już kiedyś powiedziałem, że mogę wygrywać nawet po 3:2, byle tylko wygrywać. Ale fajnie zagrać na zero.
• Udowodniłeś swoją postawą, że trener Jurij Szatałow też popełnia błędy.
– Taka jest piłka nożna. Trener dał mi dużo do myślenia, ale zacisnąłem zęby i pokazałem, że warto na mnie stawiać.
• Twój występ stał pod znakiem zapytania, bo przez cały tydzień miałeś kłopoty z mięśniem dwugłowym.
– Na szczęście masażyści wykonali kawał dobrej pracy i postawili mnie na nogi. Pod koniec meczu też poczułem ból, ale zdołałem dotrwać do końca.
• Teraz jest czas na radość, ale by myśleć o awansie, zimą trzeba wzmocnić zespół. Na których pozycjach potrzebujecie dodatkowych sił?
– Na razie wykonaliśmy połowę pracy. Na pewno dla podniesienia rywalizacji przydadzą się nowi zawodnicy, ale od razu do grania. Na ławkę nie potrzebujemy nikogo. Czas pokaże jak to się potoczy, jednak myślę, że przyjdzie dwóch–czterech. Mam nadzieję, że nie będzie żadnego wydziwiania i nie zaczną zjeżdżać do nas autobusy, jak to kiedyś bywało. Bo już teraz mamy wartościowy zespół.
• Czujesz już zapach ekstraklasy?
– Nie kryję, że zagrać w mniej to moje marzenie. Z podstawowej jedenastki naszej drużyny tylko mnie ominęła ta przyjemność. Czas tego posmakować. Ale przed nami jeszcze daleka droga i szesnaście bitew.