ROZMOWA Z Veljko Nikitoviciem, kapitanem GKS Bogdanka Łęczna
– Wszystko będzie zależało od trzech pierwszych meczów na wiosnę. Gramy u siebie z Flotą Świnoujście i Kolejarzem Stróże oraz Dolcanem Ząbki na wyjeździe. Dwa pierwsze zespoły są wyżej od nas w tabeli, a ten trzeci w strefie spadkowej. Jeśli w tym spotkaniach zdobędziemy przynajmniej siedem punktów to później dystans będzie łatwy do odrobienia. Tym bardziej, że w tych kolejkach będą również grały ze sobą drużyny z czołówki, a więc ktoś potraci punkty.
• Zespoły z góry tabeli przyjadą do Łęcznej, a to będzie od was wymagało ofensywnej gry. Jesienią różnie z tym bywało.
– Mecze na swoim stadionie trzeba grać odważnie, nie z kontry. To goście będą chcieli tak grać. Ale my nie możemy myśleć w ten sposób i dzielić spotkania na wyjazdowe i te u siebie. Do końca pozostało zaledwie czternaście meczów, to bardzo mało. Ani się obejrzymy, a już będzie po sezonie. Dlatego do każdego spotkania trzeba włożyć 110 procent zaangażowania. Stać nas na to, aby odrobić tę stratę i tylko taki cel może nam przyświecać. Gdybyśmy wygrali z Piastem czy w Elblągu, to dziś bylibyśmy bardzo blisko. Niestety kilka dziwnych decyzji sędziowskich w rundzie jesiennej też nie pozwoliło nam na to. Ale wiosną to już nie będzie się liczyło. Jeśli któryś zawodnik z naszego zespołu uważa, że nie będzie w stanie zagrać o ekstraklasę, to 9 stycznia, kiedy rozpoczniemy przygotowania, nawet niech nie wchodzi do szatni. Bo po prostu nie będzie tam dla niego miejsca.
• Tabelę otwiera Pogoń.
– I nie odpuści takiego zapasu. Ale jest jeszcze druga lokata. Jesteśmy w klubie, na który nie można narzekać. Musimy się tylko podeprzeć suchym wynikiem sportowym, czyli awansem.
• Jesteście na siódmym miejscu i patrząc na zmiany, do których doszło latem, osiągnęliście całkiem niezłe wyniki. Nie każdy w to wierzył.
– Jeśli ktoś nie chce grać, to nie ma sensu zatrzymywać go na siłę. W to miejsce przyszli inni, też mocni, ale mniej zarabiający zawodnicy. Nasz zespół ma potencjał, przecież w pewnym momencie byliśmy nawet na czele tabeli. Jednak jak każdemu zespołowi i nam przytrafił się kryzys, choć przede wszystkim wynikowy.
• Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale to bez pana przytrafiła się największa wpadka – porażka w Elblągu.
– Może gdybym mógł grać w tym meczu, to dałbym zespołowi więcej charakteru. Może na kogoś bym nakrzyczał, obudził i poderwał do walki to towarzystwo. Jednak to tylko gdybanie, bo przecież i ze mną moglibyśmy przegrać. Szkoda tych punktów. A żal tym bardziej, że Olimpia przez całą jesień odniosła tylko dwa zwycięstwa, w tym jedno z nami.
• To była największa wpadka. A który moment był najlepszy?
– Było ich kilka. Rozegraliśmy nawet dużo dobrych meczów, choć nie każdy z nich udało nam się wygrać. W Bydgoszczy nawet przegraliśmy, pomimo bardzo dobrego występu. Niestety sędzia zrobił swoje. Jego przeprosiny punktów nam nie zwróciły. Sędzia nam też nie pomagał w Wodzisławiu, z Piastem. Cenny był remis z Arką Gdynia, którą uważam za poważnego kandydata do awansu. No i na koniec wygraliśmy w Radzionkowie, a to bardzo trudny teren. Może nie najlepiej wyglądały pierwsze mecze, ale przyszło do nas wielu nowych zawodników i brakowało nam zgrania.
• Chcecie grać o ekstraklasę, ale prezes Artur Kapelko powiedział, że wystarczą wam jedno lub dwa uzupełnienia. To chyba duży optymizm.
– Wiele będzie zależało od tego, kto od nas odejdzie. Jeśli również Wallace Benevente i Nildo, to trzeba będzie znaleźć równie wartościowych następców. Przecież obaj strzelili nam czternaście czy piętnaście goli. Ja uważam, że trzeba postawić na jakość, a nie ilość. Runda jest krótka. Szybkościowo i wydolnościowo będziemy dobrze przygotowani. Dlatego raczej nie powinno być kontuzji mięśniowych.
• Zgadza się pan z opinią, że gdyby w Łęcznej pozostał zespół z rundy wiosennej poprzedniego sezonu, to teraz GKS Bogdanka znajdowałby się na czele tabeli?
– Wtedy graliśmy fajnie i ładnie dla oka. Niektórzy nawet mówili, że najlepiej. Jednak punktów aż tak wiele nie zdobywaliśmy. Pod względem wyników wcale tak super nie było. Jednak nie ma co patrzeć za siebie i dywagować. Dla niektórych w Łęcznej zaczęło robić się za ciasno. Chcieli powąchać czegoś innego. I powąchali.
• Odejścia którego z piłkarzy żałuje pan najbardziej?
– Chyba dwóch – Tomasza Nowaka i Dejana Miloseskiego. Tomek robił różnicę w naszej grze, uporządkował drugą linię. Natomiast „Milo” nie był w pełni wykorzystany przez trenera Jabłońskiego. Najwyżej w dziesięciu procentach. Może dlatego, że między nimi było kilka sytuacji „stykowych”. A trener Rzepka lubi takich zawodników jak Dejan i myślę, że dziś byłoby to widać na boisku.
• Pan jest w Łęcznej od wielu lat, przeżył dobre i gorsze chwile. O tych najlepszych można już powiedzieć: „to se ne vrati”?
– To wróci, ale tylko w przypadku ekstraklasy. Jak sobie powspominam dawne czasy, śmiało mogę powiedzieć, że to było życie jak w Madrycie. Pierwsza liga nie jest tak medialna, nie przychodzi do niej tylu sponsorów i nie ma pieniędzy z Canal Plus. Pamiętam zwycięstwo z Legią, z Wisłą graliśmy jak równy z równym. Stadion pękał w szwach. Dlatego naszym celem musi być awans.