Kilkudniowe zgrupowanie w Szczyrku dobiega końca. Jutro rano "zielono-czarni” wezmą udział w ostatnim treningu, po nim spakują swoje rzeczy, zjedzą obiad i wrócą do Łęcznej. Ale na krótką przerwę, nawet po ciężkiej pracy w górach, nie będą mogli liczyć. Już we wtorek po południu znowu spotkają się na zajęciach.
Najpierw na dwugodzinny marszobieg wybieraliśmy się w góry, później ćwiczyliśmy w hali i chodziliśmy na basen. Skupialiśmy się na sile i wytrzymałości. Zagraliśmy też sparing z GKS Jastrzębie, który wygraliśmy 8:0. Drugi mecz z Tychami nie doszedł do skutku. Raz, że rywale mieli już zaplanowane inne spotkanie, a dwa, że mieliśmy do swojej dyspozycji trochę za wąskie boisko. Dlatego nie było sensu narażać zdrowia. Tym bardziej, że kłopoty nas nie ominęły.
Podczas jednego z treningu w hali, już po meczu z Jastrzębiem, urazu nabawił się Tomas Pesir. Całe zdarzenie wyglądało bardzo groźnie. – Skakaliśmy przez skrzynię, która niestety rozpadła się pod Tomkiem – opowiada trener. – Upadek na plecy wyglądał bardzo źle.
Zadzwoniliśmy po karetkę, bo nie mógł się ruszać. Baliśmy się o jego kręgosłup. Na noszach został zaniesiony do ambulansu i odwieziony do szpitala. Szczegółowe badania wykazały na szczęście, że Tomek jest tylko po poobijany. Z dnia na dzień czuł się lepiej i w niedzielę sam zaproponował, że chce pójść na basen – dodał. Pesir i Michał Benkowski ze względu na żółte kartki będą musieli pauzować w pierwszym meczu rundy rewanżowej z Miedzią Legnica.
Do Szczyrku łęcznianie pojechali w 25-sobowym składzie. W domu zostali między innymi Jacek Kusiak i Marcin Świech. I obaj w weekend byli testowani w innych klubach. Kusiak zagrał w barwach Resovii, zajmującej czwarte miejsce w grupie wschodniej drugiej ligi. Rzeszowianie pokonali Stal Sanok 4:1. Kusiak grał w pierwszej połowie, a trener Tomasz Tułacz mógł już wcześniej pooglądać piłkarza Bogdanki, kiedy jego zespół uległ w Łęcznej w sparingu 0:2.
19-letni Świech wystąpił natomiast w Motorze Lublin, przeciwko Dolcanowi Ząbki. Mecz zakończył się remisem 1:1.
– Chcę, żeby Marcin grał i wydoroślał. W I-ligowej młócce ktoś mógłby mu zrobić krzywdę – tłumaczy szkoleniowiec Bogdanki. – Jacek z kolei stracił rok i nie wiem, czy u nas, na wyższym poziomie, mógłby się odbudować.
O innych zawodnikach na razie cisza. Wzmocnienia mojej drużyny? Rozmawialiśmy z jednym ofensywnym pomocnikiem, ale nie dało rady. On miał swoje oczekiwania, których my nie mogliśmy spełnić. Nie udało nam się spotkać po środku. Do ligi już niedaleko, godzina zero zbliża się coraz bardziej, ale w piłce sytuacja cały czas jest dynamiczna. Nie wykluczam, że jeszcze coś się wydarzy – kończy Piotr Rzepka.