To musiało kiedyś nastąpić – Lublin przestał być stolicą żeńskiej piłki ręcznej. Podopieczne trenera Edwarda Jankowskiego straciły mistrzowski tytuł na rzecz Zagłębia Lubin. I choć dla wielu srebrny medal jest olbrzymim rozczarowaniem, to można przypuszczać, że w przyszłym sezonie szczytem marzeń lubelskiej siódemki będzie miejsce na podium.
Każda z lubelskich szczypiornistek jest atrakcyjnym kąskiem dla innych klubów z Superligi i nie tylko. Już podczas pierwszego kryzysu w SPR, pod koniec 2010 roku, Alinę Wojtas i Kristinę Repelewską przymierzano do Bundesligi, a Justynę Jurkowską do ligi norweskiej.
Z transferu tej ostatniej nic nie wyjdzie, ale tylko dlatego że w najbliższym czasie golkiperka reprezentacji Polski przejdzie operację kontuzjowanego kolana.
– Aktualnie wyprowadzam się z Lublina i czekam na termin operacji kolana – powiedziała Justyna Jurkowska. Bardzo głośno mówi się, że część zespołu przeniesie się do Startu Elbląga, gdzie szkoleniowcem jest Grzegorz Gościński – były szkoleniowiec SPR.
Wydaje się, że ten kierunek może obrać m.in. Alesia Mihdaliova, która przed przyjściem do SPR reprezentowała właśnie barwy Startu.
W przyszłym sezonie w Lublinie na pewno zobaczymy Weronikę Mieńko, Annę Baranowską, Edytę Danielczuk i Małgorzatę Kucińską, których umowy są ważne jeszcze przez rok. Wydaje się, że zespół należy budować wokół tej ostatniej – w minionym sezonie kilkukrotnie pokazała, że drzemie w niej olbrzymi potencjał.
Jednak, aby stworzyć ekipę zdolną przeciwstawić się Zagłębiu czy Vistalowi Łączpol Gdynia, należy zatrudnić zawodniczki reprezentujące wysoki poziom. Do SPR przymierzane są m.in. Valiantsina Nestsiaruk, Milena Kot, Bogna Dybul, Emilia Galińska i Joanna Gadzina. Wszystkie wymienione szczypiornistki należą do młodego pokolenia i ciężko przypuszczać, aby mogły stworzyć zespół zdolny do walki o odzyskanie utraconego tytułu.
Czym można zachęcić piłkarki do przyjścia do Lublina? Z pewnością nie dużymi pieniędzmi, bo takich w SPR po prostu nie ma. Działacze oraz przedstawiciele Urzędu Miasta przez prawie pół roku nie byli w stanie znaleźć sponsora.
W medialnych spekulacjach przewijały się różne firmy, ale wszystkie ostatecznie wycofywały się, najczęściej tłumacząc to kryzysem finansowym. Jedynym magnesem jest możliwość studiowania na Wyższej Szkole Społeczno-Przyrodniczej im. Wincentego Pola, ale to zdecydowanie za mało.
Pieniędzy na sport nie ma również miejski Ratusz, u drzwi którego ustawiają się coraz dłuższe kolejki przedstawicieli różnych klubów sportowych. Każdy z nich wyciąga ręce z prośbą o pomoc finansową, zapominając, że Urząd Miasta nie dysponuje sakiewką bez dna. Chyba po prostu wypada nam pogodzić się z tym, że Lublina nie stać na profesjonalny sport, w tym również na SPR AZS Pol.