Dzisiejszym meczem z beniaminkiem z Przemyśla (godz. 18) puławianie rozpoczynają rundę rewanżową
Goście przed tygodniem zakończyli pierwszą rundę wyjazdową przegraną z Siódemką Miedzią Legnica 28:32. W efekcie, powrócili na ostatnie miejsce w tabeli. Odległa lokata, w żaden sposób nie odzwierciedla możliwości beniaminka.
Już pierwszy mecz w Przemyślu pokazał, że nie można lekceważyć zawodników trenera Piotra Kroczka. Choć do przerwy Azoty pewnie prowadziły różnicą aż siedmiu bramek (18:11), wygrały minimalnie 32:31. Jedyny komplet punktów goście wywalczyli na swoim parkiecie, pokonując Powen Zabrze 26:25.
Czuwaj w tym sezonie gościł już raz w Puławach. Rywale zmierzyli się z Azotami w 1/8 Pucharu Polski. Górą byli puławianie, zwyciężając 35:33. Jednak do przerwy prowadzenie miejscowych było znacznie wyższe (20:14). Czy scenariusz dwóch poprzednich spotkań może się powtórzyć w sobotę?
– Będziemy osłabieni. Szansę gry otrzymają zawodnicy, którzy mniej grali w zespole – tłumaczy Piotr Dropek, drugi trener Azotów. – Czuwaj zawsze walczy do końca, bez względu na wynik. My musimy być skoncentrowani i zagrać swoje.
Faworytem są gospodarze, którzy pierwszą rundę zakończyli na wysokim trzecim miejscu, tuż za faworytami: Orlenem Wisłą Płock i Vive Targami Kielce. I to z tymi ekipami podopieczni trenera Marcina Kurowskiego doznali dwóch porażek w superlidze.
Celem zespołu do końca tego roku jest zainkasowanie kompletu punktów w spotkaniach z Czuwajem i Powenem Zabrze (wyjazd) oraz awans do Final Four Pucharu Polski. Ostatnie zadanie zostanie osiągnięte po wyeliminowaniu w ćwierćfinale MMTS Kwidzyn (w środę Azoty wygrały w Puławach 37:36).
Spotkanie z Czuwajem będzie ostatnim w hali MOSiR w tym roku. Gospodarze wystąpią osłabieni brakiem reprezentantów Polski, którzy w środę nabawili się urazów. Rozgrywający Piotr Masłowski ma złamany palec u ręki. Natomiast obrotowy Mateusz Jankowski narzeka na bark. Obaj nie trenują.
– Myślę, że do końca roku mam wolne od piłki ręcznej, choć wszystko okaże się po specjalistycznej diagnozie lekarskiej. Na razie, nie mogę ruszać ręką – tłumaczy Jankowski. – Nawet beze mnie i Piotrka koledzy nie powinni mieć najmniejszych problemów z pokonaniem beniaminka.
– Musimy zagrać swoje i będzie dobrze – dodaje Masłowski. – Szkoda, że nie pomogę kolegom. Ligę i reprezentację, na kilka tygodni, mam już z głowy – przyznaje szczypiornista.