Osiemnaście godzin trwała podróż szczypiornistów Azotów do Chorwacji. W sobotę wieczorem puławianie zagrają mecz rewanżowy z RK Bjelovar. Zaliczka podopiecznych Marcina Kurowskiego jest bardzo skromna. W pierwszym spotkaniu nasz zespół wygrał 20:19.
Pomimo spędzenia niemal całego dnia w autokarze, nikt nie narzekał na niewygody.
– Zarezerwowaliśmy autobus, który zrobił na całej ekipie duże wrażenie. Ze względu na kolor, nazwaliśmy go nawet „złotą strzałą”. Każdy miał do dyspozycji dwa miejsca – zachwalał odpowiedzialny za logistykę wyprawy Tomasz Puszka.
Niektórzy z piłkarzy, chcąc „skrócić” sobie podróż, wybierali miejsca leżące, w przejściu. Z przodu autokaru spał Piotr Masłowski, z tyłu natomiast Mateusz Kus.
– To najlepsze, co może być. Dzięki temu droga szybciej minie, a ja będę mniej zmęczony – przekonywał Kus.
– To prawie tysiąc kilometrów w jedną stronę – tłumaczy Antolak, który zajmował się różnymi formalnościami, także związanymi z kosztami. To on płacił za czwartkowy obiad, jeszcze w Puławach, a potem kolację w Dukli. To z nim kierowcy chodzili po winiety.
– Beze mnie jak bez ręki. Za przejazd w obie strony na Słowacji musieliśmy zapłacić 50 euro. Chociaż trochę chciałem utargować, przynajmniej do 30 euro. Niestety pani na stacji była nieugięta. Na Węgrzech też nie dało się podyskutować. Inna sprawa, że dogadanie się z „Madziarami” nie jest prostym zadaniem – żartował kierownik.
Słowację drużyna przejechała w dwie i pół godziny. Po kolejnych sześciu autokar zameldował się na granicy Węgier z Chorwacją. Chorwaci nie mieli żadnych problemów, gorzej było wcześniej z Węgrami. Pracownikowi straży granicznej „nie spodobały się” dwa paszporty – rozgrywającego Dmytro Zinczuka i bramkarza Kiryła Koleva.
Obaj są obywatelami krajów spoza Unii Europejskiej. Pierwszy jest Ukraińcem, a drugi Macedończykiem. Na szczęście po skrupulatnym sprawdzeniu tożsamości w systemie elektronicznym, paszporty w końcu wróciły do właścicieli. Choć trochę nerwów było.
– Dima, co ty w sobie masz, że za każdym razem na granicy zabierają ci paszport. Przecież dobrze ci z oczu patrzy, nie wyglądasz na terrorystę – śmiał się potem trener Marcin Kurowski. – To moja słodka tajemnica – odparł rozgrywający.
Bjelovar przywitał puławian mgłą i chłodem. Pogoda przypominała ostatnie dni w Polsce. – Nie przyjechaliśmy tutaj na wczasy, tylko po awans do następnej rundy. Ale mamy nadzieję, że w sobotę to dla nas zaświeci słońce – stwierdził trener Azotów.