Szczypiorniści Azotów Puławy, przegrywając rywalizację z RK Bjelovar w III rundzie Challenge Cup zaprzepaścili ogromną szansę na promocję klubu na arenie międzynarodowej.
Po lipcowym losowaniu w siedzibie Europejskiej Federacji Piłki Ręcznej w Wiedniu nastroje w puławskim obozie były niezwykle bojowe. Z nadzieją patrzono na konfrontację z brązowym medalistą Chorwacji, bo w poprzednim sezonie Azoty udanie zadebiutowały na międzynarodowej arenie.
Pierwszy mecz pokazał, że zespół Miroslava Pribanica jest w zasięgu polskiego zespołu. I choć skromna zaliczka jednego gola (20:19) nie pozwalała na spokój przed rewanżem, to zespół jechał z mocnym nastawieniem na zwycięstwo.
Dramaturgią rewanżu można by obdarzyć kilka spotkań na szczycie, nie tylko w Polsce. Po przegranej różnicą trzech goli pierwszej połowy (9:12), w drugiej gra puławian w końcu zaskoczyła. Na przeszkodzie do końcowego triumfu stanęły błędy własne, nieskuteczność, decyzje sędziów i w końcu brak zwykłego szczęścia. – Temu ostatniemu czasami trzeba pomóc, my tego nie zrobiliśmy – twierdzi szkoleniowiec Azotów.
– Przed rokiem, po Tikvesh nie wykorzystał rzutu karnego w meczu rewanżowym w Macedonii i wygraliśmy 24:22. Awansowaliśmy do IV rundy Challenge Cup dzięki jednej bramce przewagi. Teraz role się odwróciły i Dmytro Zinczuk przestrzelił karnego – mówi Kurowski.
– Nie ma co się zastanawiać, co źle zrobiłem przy tym karnym. Po prostu, nie trafiłem w bramkę – tłumaczy Zinczuk. – Awans przegraliśmy częściowo już w Puławach. Doszła do tego słaba gra w pierwszej połowie rewanżu i nie realizowanie założeń taktycznych, nakreślonych przez trenera – uważa Zydroń.
Porażka boli tym bardziej, że RK Bjelovar wywalczył awans zaledwie dziewięcioma piłkarzami. Puławianie przeciwstawili czternastu zawodników.
Wyszomirski: Puchar Polski na pocieszenie
– Fatalnie weszliśmy w mecz rewanżowy, pierwsza połowa w naszym wykonaniu była słaba. Nie uważam więc, że o wszystkim zadecydował przestrzelony karny. Trzeba też uczciwie powiedzieć, że sędziowie z Ukrainy byli chyba zbyt przychylni gospodarzom. O gospodarskiej pracy sędziów mówili po meczu chorwaccy kibice, dlatego nie możemy tego przemilczeć.
• Jednak awans przegraliście już w Puławach...
– Na swoim parkiecie powinniśmy zwyciężyć różnicą pięciu, sześciu goli i rewanż byłby o wiele spokojniejszy.
• Teraz zostaje wam już tylko ćwierćfinał Pucharu Polski, dający udział w Final Four oraz rywalizacja w lidze. W pana przypadku także, walka w miejsce w reprezentacji narodowej i wyjazd na mistrzostwa Europy do Serbii.
– Czeka nas ciężka przeprawa z Powenem Zabrze. Chcemy wejść do Final Four, by zrehabilitować się za odpadnięcie z Challenge Cup. W lidze mamy mecz w Olsztynie i podejmujemy Juranda Ciechanów. Musimy szukać kolejnych punktów. Nie mam zagwarantowanego miejsca w kadrze Polski. Rywalizuję z Adamem Malcherem, a pojedzie ten z nas, który będzie w lepszej dyspozycji.