Puławskie Azoty podejmują w sobotę o godzinie 18 Stal Mielec. Obie drużyny walczą o wejście do play-off, więc motywacji zawodnikom nie zabraknie. Po kompromitacji puławian w Olsztynie kibice liczą na rehabilitację.
Po blamażu z Travelandem podopieczni trenera Piotra Dropka oddalili się znacznie od pierwszej ósemki ligi. Do AZS AWFiS Gdańsk tracą już cztery punkty, a mając w perspektywie wyjazdy do Płocka i Legnicy, Azoty muszą wygrać. Gdy tak się nie stanie, cierpliwość prezesa i zarządu może zostać poważnie nadwerężona. - Nawet nie zakładam, byśmy mogli to spotkanie przegrać - mówi prezes Jerzy Witaszek. - Zawodnicy doskonale wiedzą, że przy niekorzystnym wyniku szansa na grę w play-off bedzie już minimalna.
O komplecie punktów myślą też mielczanie, którzy przyjadą w optymalnym składzie. O sile tej drużyny stanowią bramkarz Bartłomiej Pawlak oraz czwarty w klasyfikacji strzelców ekstraklasy Tomasz Mochocki (99 bramek w 17 meczach).
- Więcej atutów, choćby z racji własnej hali, mają gospodarze - ocenia snajper Stali. - My jednak tanio skóry nie sprzedamy, będziemy walczyć. Tym bardziej, że jak pokazują wyniki, w takich spotkaniach nie ma zdecydowanego faworyta. Choć zajmujemy ostatnie miejsce, nadal marzymy o wejściu do play-off.
- Naszym największym problemem są kłopoty kadrowe - martwi się trener Piotr Dropek. - Nadal nie zagra Mateusz Kus, a jeśli skorzystamy z usług Wojciecha Zydronia, to tylko epizodycznie. Forma fizyczna zespołu jest dobra, powalczymy o zwycięstwo. - Nie ma, co spekulować, ze Stalą trzeba wygrać - dodaje bramkarz Azotów Krzysztof Lipka, kiedyś grający w Mielcu. - Wymiar zwycięstwa nie ma znaczenia, ważne by wynik był do przodu.
Konfrontacja sił obu siódemek zapowiada się zatem bardzo ciekawie. Gości ma wspierać 50 kibiców, dla których mielecki klub zarezerwował miejsca w hali przy al. Partyzantów.