ROZMOWA z Maciejem Stęczniewskim, bramkarzem Azotów Puławy, trzeciej drużyny superligi szczypiornistów
• Czeka was bardzo pracowity okres.
– Aby w nim wypaść jak najlepiej ciężko przepracowaliśmy styczeń dlatego pod koniec meczu z Vive Kielce zabrakoło nam sił. Byliśmy wolniejsi, co bardzo szybko wykorzystali doświadczeni rywale. Może gdyby zagrał Mateusz Kus, to nasza obrona byłaby bardziej szczelna. Niestety, wykluczyła go kontuzja.
• W sobotę byliście naprawdę blisko ogrania mistrzów Polski?
– Taka szansa naprawdę była i szkoda, że nie udało się jej wykorzystać. Przez 55 minut prowadziliśmy wyrównany Vive i do zwycięstwa zabrakło bardzo niewiele. Nie pękliśmy przed nimi, a to przełożyło się na wynik. Doświadczenie zdobyte w meczu z tak utytułowanym rywalem powinno zaprocentować w kolejnych spotkaniach.
• Ma pan też dodatkowe powody do radości. Bardzo rzadko się zdarza, aby bramkarz w piłce ręcznej obronił wszystkie rzuty karne.
– Miałem swój dzień. Choć przewagę zawsze mają rzucający, to karny jest loterią. Zawodnicy znają styl obrony bramkarzy, a ci mają rozpracowane sposoby rzutu poszczególnych graczy. Jeśli golkiper zaskoczy przy pierwszym karnym, przy kolejnych jest mu łatwiej. To na zawodniku stojącym na siódmym metrze ciąży większa presja i odpowiedzialność. On musi trafić, ja mogę obronić. Nie pamiętam, kiedy ostatnio obroniłem wszystkie „siódemki”. Szkoda tylko, że przy piłkach sytuacyjnych nie miałem już tyle szczęścia i dużo rzutów kielczan znalazło drogę do siatki.
• Krzysztof Lijewski stwierdził, że przy takiej grze i zaangażowaniu, Azoty stać na zdobycie, po raz pierwszy w historii, medalu mistrzostw Polski.
– Miło to słyszeć. Chcielibyśmy znowu stanąć przed medalową szansą. Już raz, w 2010 roku, brąz przegraliśmy w trzech meczach z Wisłą Płock. Zdajemy sobie sprawę, że przed nami jeszcze długa droga. O podium myślą także rywale. Najpierw skupiamy się na lutowym maratonie. Celem jest wygrywanie kolejnych spotkań w lidze oraz wyeliminowanie Belgów.