W sobotę o godz. 19 Azoty Puławy zmierzą się na wyjeździe z chorwackim RK Bjelovar. Dużo będzie zależało od bramkarza gości, Macieja Stęczniewskiego.
– Już w pierwszym meczu widzieliśmy, że nie grało się nam najlepiej. Goście bardzo szybko i łatwo dochodzili do sytuacji rzutowych i prawie każdą akcję zamieniali na gola. Trzeba przyznać, iż nasza defensywa nie funkcjonowała perfekcyjnie. Widoczny był brak zagrania, szwankowało przekazywanie zawodników w kryciu. W takiej sytuacji bramkarze też nie za wiele mogli poradzić. Nie da się wyłapać każdej piłki.
• Czy po spotkaniu z MMTS Kwidzyn możemy być bardziej spokojni o puławską defensywę?
– Rozegraliśmy bardzo dobry mecz. Zależało nam na zwycięstwie. Zespół z Kwidzyna wyjechał z najniższym wymiarem kary. Z drugiej strony nie popadamy w hurraoptymizm. Nie chodzimy z głową w chmurach, mając przekonanie, jacy to my nie jesteśmy mocni i niepokonani. Stąpamy twardo po ziemi.
• Jadąc na rewanż do Chorwacji będziecie mieli znacznie lepsze rozeznanie rywala, niż przed pierwszym pojedynkiem?
– Mamy nagrane spotkanie w Puławach. To bardzo ważny i pożyteczny materiał. Przed konfrontacją z RK Bjelovar znaliśmy tylko suche statystyki i nic więcej. I już pierwsze minuty pokazały, że nie bardzo wiedzieliśmy, co mamy grać i jak grać, by odnieść sukces. Na szczęście wszystko zakończyło się dobrze.
• Nie zamierzacie jednak bronić zaliczki jednej bramki?
– Jedziemy po zwycięstwo. Nikt z nas nie chce już po jednej rundzie żegnać się z rozgrywkami w Europie. Im dalej zajdziemy, tym lepiej dla nas jak też dla klubu, w którym gramy. W ten sposób reklamujemy zespół i polską piłę ręczną. Oceniając na spokojnie umiejętności naszego przeciwnika, jesteśmy w stanie ponownie go ograć.
• Nie obawia się pan żywiołowej chorwackiej publiczności?
– W poprzedniej edycji dwukrotnie gościliśmy na Bałkanach. Graliśmy w Macedonii i na Słowenii. Bardzo miło wspominam tamte wyjazdy. Więcej kibiców działa niezwykle mobilizująco na zawodników.
• Obniżkę formy macie już chyba za sobą…?
– Mam nadzieję. Mecz z Bjelovarem i Kwidzynem pozwala wysnuwać takie przypuszczenia. Każdej drużynie, wcześniej czy później, trafi się dołek. Nie da się grać na najwyższych obrotach przez cały sezon.