Tylko wyszliśmy z autobusu i już było 9:1 dla gospodarzy - mówi trener AZS AWF Sławomir Bodasiński. - Niestety takie warunki podyktowali sędziowie. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie zostałem do tego stopnia wyprowadzony z równowagi przez arbitrów. Ale z ławki mnie nie odesłali.
Jednak w drugiej odsłonie ponownie zaczęli systematyczniej punktować szczypiorniści MTS. - Bo znowu zaczęła "lekka rzeźba” sędziów - dodaje bialski szkoleniowiec. - To mocno podcięło nam skrzydła, zniechęciło zespół i ze skutecznej pogoni nic nie wyszło.
W 53 min miejscowi prowadzili już różnicą dziesięciu trafień - 33:23. I te rozmiary utrzymały się do końcowej syreny.
- Słabiej zagrali bramkarze, ale gdyby z nami był Michalczuk, to wcale nie oznacza, że udałoby się wywieźć z Chrzanowa punkty. Z niezłej strony za to pokazał się Łukasz Kandora, którego wciskamy na inne pozycje, niż zwykle grywa. Zawiedli występujący na rozegraniu Emil Kożuchowski i Patryk Dębowczyk. Obaj łącznie rzucili jedną bramkę, w dodatku Kożuchowski zrobił to w 60 min, kiedy było już po meczu. I tych trafień na pewno nam zabrakło.
Teraz przed akademikami dwa tygodnie przerwy, a 14 lutego do Białej Podlaskiej przyjedzie lider tabeli - Powen Zabrze. Jak przyznaje trener AZS AWF, szanse na to, że zespół zostanie jeszcze wzmocniony, staja się coraz mniejsze.
MTS Chrzanów - AZS AWF Biała Podlaska 36:26 (16:13)
AZS AWF: Fedoruk, Filipiak - Kandora 6, Morąg 6, Olik 5, Makaruk 3, Żuk 3, Dobrowolski 2, Kożuchowski 1, Deszczyński, Dębowczyk, Fryc, Słonicki. Kary: 12 min.
Sędziowali: Rafał Krawczyk (Łaziska Górne) i Ireneusz Szymański (Gliwice).