W rozegranym meczu eliminacyjnym do ME 2014 Polska pokonała w środę Holandię 33:22. W drugiej połowie na parkiecie pojawiał się puławianin Przemysław Krajewski. Lewoskrzydłowy przypieczętował debiut w koszulce z orłem na piersi zdobyciem trzech bramek.
– I to bardzo. Już we wtorek, kiedy trener podał nam meczową 16-tkę, byłem bardzo szczęśliwy. W kadrze panuje wspaniała atmosfera i nawet ci, którzy odpadli z rywalizacji do pierwszej reprezentacji, jak mój konkurent z Mielca, pogratulowali mi i życzyli dobrego występu przeciwko Holendrom. Co ciekawe, z Michałem Chodarą mieszkałem w jednym pokoju podczas zgrupowania i to on po meczu gratulował udanego debiutu. Dzwonił też z gratulacjami Mateusz Kus.
• Pojawił się pan na parkiecie w drugiej połowie i nieco ożywił lewe skrzydło "biało-czerwonych”.
– Trener Michael Biegler kazał mi grać tak samo jak w klubie. Natychmiast po stracie piłki w ataku przez Holandię miałem szybko wybiegać do kontry. Zyskiwaliśmy w ten sposób przewagę i szybko zdobywaliśmy bramki.
• Trzy pana rzuty znalazły drogę do siatki bramki Holendrów. Którą z tych bramek najtrudniej było zdobyć?
– Pierwszą i drugą rzuciłem po klasycznej kontrze. Trzecia padła po ataku pozycyjnym i to chyba z nią było najwięcej problemów. Jak na debiutanta mój dorobek jest przyzwoity. Większość z nas wpisywała się na listę strzelców. Jedynie Michał Jurecki trafił pięciokrotnie, a Tomasz Rosiński i Robert Orzechowski cztery razy.
• Już w niedzielę kolejny mecz o punkty w eliminacjach do ME 2014, tym razem na wyjeździe z Ukrainą. Ten rywal będzie znacznie trudniejszy?
– Wylatujemy w sobotę do Mińska, a następnie jedziemy autokarem do Zaporoża. Ukraińcy to przeciwnik z wyższej półki niż Holendrzy. Jedziemy jednak po zwycięstwo, choć nie będzie o nie łatwo. Chcemy przed meczami ze Szwecją, najsilniejszym zespołem w naszej grupie, mieć na koncie komplet punktów.