ROZMOWA Z Sabiną Włodek, trenerką piłkarek ręcznych MKS Selgros Lublin
- W takiej sytuacji niedosyt zawsze zostaje. Trzeba jednak zauważyć, że rok temu w Lidze Mistrzyń byłyśmy tylko tłem dla utytułowanych rywalek. W tym sezonie, mimo że znów mierzyłyśmy się z zespołami wyżej notowanymi, w każdym meczu podjęłyśmy walkę. Myślę, że to było widać i z tego powodu jest też satysfakcja.
• Przed ostatnią kolejką mogłyście liczyć na to, że nawet w wypadku porażki zagracie w drugiej fazie grupowej. Te nadzieje prysły w piątek, po wyjazdowym zwycięstwie Metz nad Baia Mare. Spodziewałyście się, że Francuzki poradzą sobie z Rumunkami na ich terenie?
- Tak się to wszystko poukładało w naszej grupie, że nam nie leżały Rumunki, a Rumunkom Francuzki. One w pierwszym meczu w Metz przegrały wysoko i można było brać pod uwagę, że w rewanżu będzie im ciężko. Niemniej, liczyłam jednak, że zepną się i wygrają to spotkanie, bo teraz wyszło na to, że do tej drugiej fazy grupowej awansowały bez punktów.
• Wy z kolei musiałyście wygrać na wyjeździe z Larvikiem. To w ogóle było realne?
- Po tym całkiem niezłym meczu w Lublinie, gdy przez większą część spotkania walczyłyśmy z Norweżkami jak równy z równym, była nadzieja, że to się może udać. Nie byłybyśmy sportowcami, gdybyśmy przegrywały mecze w szatni. Niestety, tak się złożyło, że Larvik rozegrał swój najlepszy mecz w fazie grupowej, a z przeciwnikiem na tym poziomie, nie jesteśmy w stanie jeszcze wygrywać.
• Mimo wszystko możecie choć w części być zadowolone. Wywalczyłyście trzy punkty, postęp w porównaniu z poprzednim sezonem był imponujący. Dziś MKS Selgros to mocniejsza drużyna niż dwanaście miesięcy temu?
- Opinię pozostawiam fachowcom i kibicom. Ja mogę powiedzieć, że starałyśmy się, żeby bez względu na klasę rywala, podejmować walkę w każdym meczu i cieszę się, jeśli to było widać. Doświadczenie, które cały czas zdobywamy, będzie procentowało w przyszłości. Zresztą to widać już na przykładzie tych dwóch sezonów. Przed rokiem po raz pierwszy od lat zmierzyłyśmy się z europejskimi potęgami, to była dla wielu dziewczyn nowość, w tym sezonie te mecze nie robiły na nich już tak wielkiego wrażenia i można było skoncentrować się na piłce ręcznej.
• Teraz przed wami rywalizacja w Pucharze Zdobywców Pucharów, gdzie zmierzycie się z duńskim Randers. Chcecie jak najdalej zajść w tych rozgrywkach czy koncentrujecie się na lidze, którą trzeba wygrać, żeby za rok znów zagrać w Lidze Mistrzyń?
- Walczymy o oba cele. PZP to dla nas szansa zmierzenia się piłką ręczną na najwyższym poziomie. Bo muszę przyznać, że grają tu naprawdę mocne zespoły. Zdążył przekonać się o tym już Vistal-Łączpol Gdynia i gdy tak analizowałam przed losowaniem, na kogo możemy trafić, to nie było słabego zespołu. Dla nas świetne jest to, że mamy okazję rywalizować z zespołami z różnych stron Europy, grającymi w różnych stylach. Były już Norweżki, Rumunki i Francuzki, a teraz przyszła kolej na Dunki.
• Do kolejnego meczu macie ponad miesiąc przerwy. Jak wyglądają wasze plany na tę zimową przerwę?
- Teraz mamy tydzień wolnego. Dziewczyny dostały indywidualną rozpiskę i będą realizowały ją we własnym zakresie. Później spotykamy się i do świąt trenujemy wspólnie. Niestety, znów podczas przygotowań nie będzie z nami kadrowiczek, ale zdążyłyśmy już przywyknąć, że musimy radzić sobie bez nich.