ROZMOWA Z Sylwią Matuszczyk, obrotową MKS Perła Lublin
- Remis z Francuzkami w pierwszym meczu Pucharu EHF to wasz sukces czy porażka?
– W mojej opinii trzeba ten wynik traktować jako sukces, bo pokazałyśmy kawał dobrej piłki ręcznej. Myślę, że to był jeden z naszych lepszych meczów w tym sezonie.
- Lepszych czy najlepszy?
– Tego nie wiem, ale muszę przyznać, że zagrałyśmy bardzo dobrze. Przede wszystkim przez 60 minut w naszej grze było widać walkę i poświęcenie.
- Szybko zarobiła pani dwie dwuminutowe kary. Czy ciężko gra się z takim obciążeniem?
– Na pewno zagrożenie czerwoną kartką było gdzieś z tyłu mojej głowy. Uważam, że drugie upomnienie było totalnie nie na miejscu. Sędzia po prostu się pospieszył. Chciał mi dać żółtą kartkę, ale zobaczył, że wcześniej siedziałam już na ławce kar, więc nie miał wyboru. Trener powiedział mi jednak, że mam grać tak, jakbym nie miała na koncie żadnej kary. Tak też starałam się robić na boisku.
- Kołowe miały dużo okazji do zaprezentowania swoich umiejętności...
– Rzeczywiście, dziewczyny często nas wykorzystywały. Ja dostawałam piłki po koźle, a Asia Szarawaga górą. Ona górowała nad rywalkami warunkami fizycznymi, dlatego cieszy fakt, ze dobrze łapała piłki i mogła je zamieniać na rzuty karne czy bramki. Kluczem do osiągnięcia niezłego rezultatu była jednak defensywa. Bardzo pomogła nam też Weronika Gawlik, która zagrała kapitalne zawody.
- Co możecie poprawić w swojej grze w kontekście sobotniego rewanżu?
– Na pewno skuteczność. Jeżeli w obronie znowu zagramy tak poprawnie, to w kontekście rewanżu jestem optymistką.