Czwarty listopada może być najważniejszym dniem w historii SPR Lublin. W czwartek miejscy radni zadecydują czy Lublin powinien wykupić udziały w sportowej spółce akcyjnej.
Mistrzynie Polski nadal strajkują i w ramach protestu od czwartku nie trenują. W ten sposób lublinianki chcą zwrócić uwagę władz na fatalną sytuację w jakiej znalazł się klub. Zaległości wobec zawodniczek sięgają kilkuset tysięcy złotych.
– Oczywiście, każda z nas realizuje jakieś ćwiczenia indywidualne, ale nie mogą one zastąpić zajęć z piłkami. Przypominam, że w sobotę gramy ligowy mecz z Ruchem Chorzów i nie możemy przystąpić do niego zupełnie z marszu – dodała Włodek.
Nie jest jednak wykluczone, że to spotkanie nie dojdzie do skutku.
– Na razie nie myślimy o tym. Dla nas liczy się tylko czwartkowa sesja. Jesteśmy w koszmarnej kondycji psychicznej. Długo dusiłyśmy w sobie te problemy, ale sytuacja stała się tak dramatyczna, że musiałyśmy coś zrobić.
Jestem przekonana, że pozytywna decyzja Rady Miasta pozwoliłaby uwiarygodnić klub w oczach potencjalnych sponsorów – dodała Włodek. Bardziej stanowczy jest prezes SPR, Andrzej Wilczek.
– Jeżeli radni odmówią nam pomocy, to klub najprawdopodobniej zostanie wycofany z rozgrywek. Przecież nie będę w stanie namówić szczypiornistek do gry za darmo – jasno przedstawił sytuację.